Z życia wzięte

4 przykazania człowieka zwanego kobietą

Autorem artykułu jest Beata Markowska



Nie raz dostałam w tyłek od życia. I to chyba właśnie dlatego zaczęłam się interesować czymś więcej niż tylko pracą i zapewnieniem sobie bytu, całkiem niezłego z resztą :)

Moja podróż w głąb siebie to był długi ciąg zbiegów okoliczności i spotykania po drodze osób, które pozwoliły mi na ukształtowanie się we mnie nowej wersji mnie. Dużo lepszej, dodam. Teraz siebie lubię, teraz mam do siebie zaufanie, ośmieliłam się także zaufać światu. Drzewiej byłam nerwową heterą. I piszę to z pełną odpowiedzialnością za słowo. Mam nowych przyjaciół i całkiem nowe stare życie. Tak jakbym zaczęła wszystko od nowa. Jakby dana mi była nowa szansa. Ale w międzyczasie dane mi także było sięgnąć dna, przeżyć kilka załamań, rozstań z moim narzeczonym (aktualnie mąż), porzucić pracę, kupić dom, posadzić drzewa i urodzić dziecko. Wszystko, o czym marzyłam. Za wyjątkiem tych dołów naturalnie i ostatniej awarii gaźnika w samochodzie (tego nie miałam w planach). Co chcę napisać, to to że czytając dziesiątki publikacji nt. szczęścia, dobrobytu szukałam sposobu na natychmiastową poprawę. I czasem rzeczywiście ta przychodziła. Natychmiastowa poprawa w jakimś zakresie mojego życia. Tym boleśniej wtedy odczuwałam dyskomfort w innych aspektach. Czasem życie przynosiło też stosowną korektę. Po wzlocie, następował bolesny upadek. A raczej konfrontacja z moimi kodami ukrytymi w podświadomości. Im głębiej się jednak nad tym zastanawiałam, tym większe dawałam sobie przyzwolenie, aby myśleć o swoich porażkach w sposób pozytywny. Bez nich nie byłoby mnie tu i teraz (a jest tu przyjemnie). Życiowe porażki powodowały, że szukałam pomocy na zewnątrz. Większość z tych ludzi, do których trafiłam kazało mi szukać wewnątrz. I choć bardzo mi się to nie podobało, bo wolałam wierzyć, że to życie wpakowało mnie w taki dołek, to jednak z czasem zaczęłam przyjmować porady i zmieniać swój tok myślenia, a za nim szło dopasowanie rzeczywistości.
Fakt, był tu pewien poślizg czasowy. Świat potrzebuje czasu żeby zweryfikować na ile poważne są nasze marzenia. Jednak teraz jestem w miejscu, o którym kiedyś nawet nie ośmieliłabym się marzyć. I z tego miejsca, patrząc wstecz na moje życie chciałabym też dać parę rad:

Po pierwsze, primo - zaufaj sobie i przestań się obwiniać. Czasem nie widać sensu w tym, że zwalniają nas z pracy albo biznes nie kręci się tak jak trzeba, albo relacje z najbliższymi nie są takie, jakie miały być.

Po wtóre: daj sobie trochę luzu i trochę więcej przyjemności. Do tej pory mam problem z dawaniem sobie przyjemności, więc wiem, że nie będzie łatwo. Ale od czegoś trzeba zacząć.

Po trzecie: rób co chcesz. A przynajmniej staraj się robić, co chcesz. Małymi kroczkami, przyzwyczajając siebie i swoją podświadomość, możesz doprowadzić do stanu, kiedy większość z twoich działań będą to rzeczy, którymi lubisz się zajmować, robisz to z chęcią i nikt nie przekonuje cię, że tak trzeba, należy. W szczególności, sama siebie nie przekonujesz, że tak trzeba i należy.

Po czwarte: bądź dla siebie dobra. To właściwie powinien być punkt pierwszy i drugi i ostatni. Bo od tego się wszystko zaczyna i na tym kończy. Jeśli nie będziesz dla siebie dobra, świat otrzyma stosowny komunikat. Da ci ani mniej, ani więcej niż ty sama sobie dajesz. Więc lepiej bądź dla siebie dobra!

beata markowska
http://www.solaris-rozwojosobisty.pl/


---

http://www.solaris-rozwojosobisty.pl/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl


********************************************

RAZEM CZY OSOBNO…..
Na pozór zwyczajna rodzina: On i Ona z dwójką dzieci. W towarzystwie uchodzą za dobraną parę i szczęśliwych rodziców. Jednak, gdy drzwi ich mieszkania zamykają się staje przed nami naga prawda...
Ich dusze nie lgną już ku sobie a wręcz przeciwnie - męcząc się pojękują, gdyż zdają sobie sprawę, że ich wspólny dom jest dla nich klatką.
Są też dzieci, które kochają ich obydwoje... Nie każdego z nich inną miłością, ale obydwojga taką samą, gdyż mają mamę i tatę RAZEM...

Przecież kiedyś było inaczej… Nie mogli bez siebie żyć a każda minuta bez Niego dla Niej i bez Niej dla Niego była stracona. Był taki czas, że świata poza sobą nie widzieli a szczęście tej drugiej połówki było najważniejsze. Gdy rozstawali się na dłużej ich dusze krwawiły nie mogąc ze sobą obcować. Wzięli ślub bo przecież byli dla siebie stworzeni. W którym miejscu się zagubili? Każde z nich zapatrzyło się gdzieś w innym kierunku i zboczyli ze wspólnej drogi, na rozwidleniu idąc w dwie różne strony. Tak bardzo pragnęli dzieci od zawsze a gdy te zjawiły się przy ich wspólnym stole usiadły między nimi zamiast na ich kolanach. Teraz miłość dzieci ich łączy chociaż powinna być tylko dopełnieniem istniejącego i dojrzałego uczucia…

Ile rodzin boryka się z takim problemem? Wierzcie mi, że za dużo. Co zatem zrobić, aby zmienić ten stan rzeczy i wyjść z impasu?

Wielu osobom narzuca się w takiej sytuacji jedyne rozwiązanie: rozwód. Tylko, czy jest to jedynie słuszne rozwiązanie. Są przecież dzieci, które najbardziej to przeżyją bo dla nich tata i mama to jedność a my tę jedność chcemy rozerwać. Rozwód jest faktycznie pewnym wyjściem, ale powinniśmy go zastosować jedynie w sytuacji, gdy wykorzystamy już wszystkie inne alternatywy pomocy. Zasada jest taka: jeśli działania partnera wywierają na nas jakiekolwiek emocje (nieważne czy dobre, czy złe) to znaczy, że jest szansa na ratowanie tego związku. Oznacza to, że partner nie jest nam obojętny. Obojętność jest trumną naszych uczuć a bez nich nie jesteśmy w stanie wykrzesać z siebie niczego, co miałoby nas połączyć na nowo.

Jeśli nie jesteśmy w stanie sami odnaleźć problemu naszego oddalenia się od siebie powinniśmy udać się na terapię małżeńską. I pewnie znów mówienie o potrzebie „pójścia na kozetkę” może budzić w niektórych bunt. Przecież to nic złego. Idziemy do lekarza z bólem zęba a z bólem trawiącym naszą całą rodzinę nie możemy sobie poradzić? Trzeba przezwyciężać swoje słabości i odpowiedzieć na pytanie: ile jestem w stanie poświęcić, aby uzdrowić naszą rodzinę i uchronić dzieci przed silnym wstrząsem jakim jest rozwód? Może nie masz w tym momencie ochoty, aby niczego ratować, bo tak Ci jest źle w tym związku, ale wierz mi, niczego nie stracisz, gdy spróbujesz, a masz przynajmniej poczucie że się starasz. Jak nie wyjdzie trudno, ale będziesz wiedzieć, że zrobiłeś wszystko, co w Twojej mocy.

Przytoczę teraz kilka wskazówek, których świadomość pozwoli nam uniknąć zbytniego oddalenia się od siebie

Każde zakochanie przemija
Czas zakochania, przyciągania się jest potrzebny, aby lepiej się poznać i zbliżyć do siebie. Gdy jesteśmy zakochani nie zwracamy uwagi na rozrzucone skarpetki w domu, czy nieposprzątane talerze po obiedzie. Gdy dopada nas rutyna takie sytuacje zaczynają mieć znaczenie, zaczynają nas denerwować. Zakochani są w stanie więcej sobie wybaczyć , więcej dla siebie zrobić wyrzeczeń. Jest to dobry czas na dopracowanie relacji między sobą w taki sposób, aby gdy zakochanie przeminie został szacunek do tej drugiej osoby, który jest jedną z części składowych dojrzałej miłości. Szanując siebie i swoją drugą połówkę zwracamy uwagę na nasze i jej potrzeby, abym i Ja i Ona mogła być szczęśliwa w naszym wspólnym związku.

Słuchać siebie nawzajem i umieć rozmawiać
Świadomość, że wszystko należy wyjaśniać, co mi się nie podoba lub mi przeszkadza, jest połową sukcesu udanego związku. Nie myślmy, że druga strona musi się czegoś domyślać lub wiedzieć, co czujemy. Nie czekajmy, aż się domyśli, bo tylko tracimy czas a frustracja z tego powodu narasta. Nie kładźmy się spać pokłóceni, bo nie dość, że się dobrze nie wyśpimy, to jeszcze obudzimy się na siebie obrażeni. Nie dopuśćmy nigdy, aby między nami panowały „ciche dni”. Rozmawiajmy jak najwięcej ze sobą, wyjaśniajmy sprawy na bieżąco, słuchajmy swoich pragnień i potrzeb nawzajem. Uczmy się rozmawiać, dzielmy się swoim życiem, bo to buduje wzajemne zaufanie i nie pozwoli nam zbyt oddalić się od siebie.

Gdy pojawiają się dzieci życie ulega zmianie
Prawie każdy pragnie dziecka. Wyczekuje narodzin czasami nie zdając sobie sprawy, jak wiele się zmieni po tym fakcie. Zawsze po urodzeniu dziecka rodzice zostają od siebie oddzieleni. Zależy tylko na jak długo. Zależy to i od matki i od ojca. Matka, gdy opanuje funkcje bycia matką, musi też pamiętać, że jest żoną i na odwrót – mąż nie tylko powinien być zazdrosny o żonę, ale też odpowiednio powinien wpasować się w rolę ojca. Relacje te są bardzo subtelne, ale ustawiając je w odpowiedniej kolejności da nam komfort, że wszystko jest na swoim miejscu, a dzieci nie dzielą rodziny, ale ją łączą. I tutaj też nie bójmy się mówić o naszych, potrzebach i obawach. Wszystko wyjaśniajmy na bieżąco, żeby konflikty się nie nawarstwiały.

Bądźmy partnerami
Bycie partnerem wbrew pozorom nie jest łatwe. Dotyczy wszystkich aspektów wspólnego życia a nie tylko kończy się na deklaracji bycia z drugą osobą. Partnerstwo przejawia się od wspierania się w trudnych chwilach po podział obowiązków w domu, od troski o drugą połówkę po wspólne wychowywanie dzieci. Wszystkie sprawy czy obowiązki powinny dotyczyć nas obydwojga. Nigdy nie jest tak, że jedna strona ma same prawa a druga same obowiązki. Ten podział nie funkcjonuje w tą stronę. Jeśli funkcjonuje to nie jest to związek partnerski tylko totalitarny. Każdy z nas w związku powinien mieć tyle samo praw co obowiązków we wszystkich dziedzinach egzystencji rodziny. Im więcej mamy wspólnego w rodzinie tym będziemy bliżej siebie.

Na koniec pamiętajmy, że recepta na udany związek jest dwuskładnikowa: Ona i On. Nigdy jedna osoba nie zapewni szczęścia całej rodzinie, bo wcześniej się wypali wewnętrznie. Zawsze potrzebne jest zaangażowanie dwóch stron. Tak samo przy rozwiązywaniu konfliktów: jedna musi uznać swoją winę a druga przebaczyć, ale każda z nich powinna wyciągnąć wnioski na przyszłość, żeby uniknąć podobnych sytuacji. Czasami na zewnątrz widzimy związki, gdzie jedna strona wykorzystuje drugą. Jaka jest wina tej wykorzystywanej? Taka, że się zgadza na to. Prawdą jest, że „takie życie mamy na jakie się zgadzamy”. Czasami nie jest łatwo powiedzieć „nie”, ale nie jest to niemożliwe. Musimy nauczyć się obydwoje żyć między egocentryzmem a altruizmem tak, aby pamiętając o sobie nawzajem nie zapominać o swoich potrzebach, bo udany związek i rodzina wypływa z poczucia własnej wartości.

Nie ustawajmy w dążeniu do doskonałości, bo uczymy się przez całe życie a prawie nigdy nie jest za późno na poprawę relacji w naszym związku.

POZDRAWIAM CIEPŁO !!!
Kwiat Lotosu


*************************************************************************

Czy depresja może być także Twoim problemem?

Autorem artykułu jest Aneta Styńska



Co roku prawie milion ludzi na świecie umiera z powodu depresji najtragiczniejszą, bo samobójczą śmiercią. Jest to choroba bardzo niebezpieczna, która pozbawia radości i sensu życia... Jakie mogą być przyczyny depresji?

Na co dzień człowiek współczesny narażony jest na różnorakie stresy, staje wobec wielu wyzwań nieraz ponad jego siły i wytrzymałość. Prawdziwa radość życia jest dziś zjawiskiem coraz rzadszym, ustępuje miejsca smutkowi i przygnębieniu.Ten zaś
przekracza często granice naszej tolerancji, dlatego człowiek popada w depresję. Ta choroba czyni spustoszenie w uczuciach, emocjach, kontaktach międzyludzkich, opanowuje wolę i może popchnąć do samozagłady.

Depresja, ma wiele bezpośrednich przyczyn i przyobleka rozmaite maski. Trudno czasem o diagnozę, od trafności której zależy wiele, a przynajmniej dalsze rokowania i skuteczność przeciwdziałania, stąd strach przed tą chorobą. W ostatnich latach uczeni odarli depresję z mitu choroby nieobliczalnej i nieuleczalnej. Postępu, jaki dokonał się w jej poznawaniu, nie da się porównać z żadnymi innymi osiągnięciami w dziedzinie psychiatrii. Im więcej wiemy o depresji, tym łatwiej ją obłaskawić, opanować jej niszczącą siłę.


Kto cierpi na depresję?

Każdy z nas, w dowolnym momencie życia może zetknąć się z tą chorobą. Czasem nie ma żadnego szczególnego powodu dla obniżenia nastroju lub smutku - depresja nie musi być wywołana okolicznościami zewnętrznymi. Choroba ta może rozwinąć się także wtedy, gdy życie toczy się zwykłym trybem.


Jak rozpoznać, że to już depresja?

Depresja to coś innego niż tylko przejściowe pogorszenie nastroju. Choroba ta może utrzymywać się tygodniami lub miesiącami, przy czym jej powszechnie znane objawy - takie jak smutek i brak energii - towarzyszą innym symptomom:

· Trudności z myśleniem, skupieniem uwagi i podejmowaniem decyzji, pesymizm
· Niezdolność do wyrażania myśli i emocji
· Zmiana apetytu, szybka utrata masy ciała lub przybranie na wadze
· Zaburzenia snu, polegające na przykład na zbyt wczesnym budzeniu się lub na istnieniu znacznie zwiększonej potrzeby spania
· Spowolnienie reakcji fizycznych i/lub słownych
· Poczucie winy lub braku własnej wartości
· Uczucie stałego zmęczenia lub braku energii
· Myśli samobójcze

Często bardzo trudno prawidłowo rozpoznać chorobę. Wielu z nas niejednokrotnie w ciągu swojego życia doświadcza przygnębienia, smutku czy chandry, ale nie musi to oznaczać, że jesteśmy chorzy na depresję.

Z drugiej strony w naszym otoczeniu znajduje się wiele osób, które są nieświadome, że dziwny stan w jakim znajdują się np. irytacja, nerwowość, bezsenność, przygnębienie, apatia - to nie przemęczenie pracą, przesilenie wiosenne, brak urlopu - ale właśnie depresja.


Jak można pomóc osobom dotkniętym tą chorobą?

Dlatego ważne jest aby posiadać jak najszerszą wiedzę o tej chorobie, korzystać z ogólnie dostępnych informacji na temat depresji, aby jak najszybciej zdiagnozować chorobę i rozpocząć leczenie. Depresja jest chorobą, którą można skutecznie i trwale wyleczyć. Specjalistyczną terapią depresji zajmują się psychiatrzy i psychoterapeuci.

Jednak każdy z nas może sam sięgnąć po książki i artykuły opisujące dokładnie chorobę i poradniki proponujące sposoby i techniki, które umożliwiają wyleczenie.


Nie pozwól by ta choroba dopadła i Ciebie!

---

Aneta Styńska, psycholog
Psychorada.pl - Internetowa Platforma Psychologiczna
Konsultacje. Szkolenia. Poradniki. www.psychorada.pl


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl
*****************************************************************************


MIEJMY NAD SOBĄ KONTROLĘ

Witajcie Drodzy Internauci,

Miałam koleżankę z lat szkolnych, którą widywałam od czasu do czasu, gdy jeździłam do mojej mamy, bo ona niedaleko pracowała. Nasz kontakt nie był częsty, ale nie można powiedzieć, że żaden.

Pewnego dnia odebrałam telefon od innej naszej wspólnej koleżanki. Usłyszałam, że Jola nie żyje. Od razu ścięło mnie z nóg. Akurat tak się złożyło, że widziałam ją dwa tygodnie temu a dzisiaj już jej nie ma. Przez moją głowę przelatywało milion myśli od „jakie to życie jest kruche” po „pewnie zginęła w wypadku”. Nikt nic nie wiedział tylko kiedy jest pogrzeb. Poszłam tam, aby oddać jej ostatni hołd.

Na miejscu przeżyłam kolejny szok…. To było samobójstwo. Podobno miała depresję. Nikt tego nie zauważył wcześniej, na tyle wcześnie, aby zapobiec tragedii. Matka dwójki dzieci w wieku szkolnym. Mężatka od kilkunastu lat. Na co dzień normalna dziewczyna, z uśmiechem na ustach i ciepłym spojrzeniem…

Co musiała przeżywać w swej duszy i jak długo, że tak to się skończyło? Otoczona ludźmi w domu i w pracy jak każdy z nas a taka samotna. Długo nie mogłam sobie z tym poradzić, ale sytuacja ta zmusiła mnie niejako do refleksji, że trzeba bardziej zwracać uwagę na ludzi wokół nas. Każdy z nas ma swoje problemy, ale każdy z nas ma również ludzi wokół siebie, którzy mogą pomóc. Potrzebna jest jeszcze świadomość, że czasami zwykła rozmowa może oczyścić emocje lub spowodować, że zobaczymy swój problem w innym świetle. Wiem, że osoba z depresją tak nie myśli, ale co zrobić w takim razie, aby do depresji nie dopuścić? Myślę, że tu powinna zadziałać nasza samokontrola na tyle wcześnie, aby nie było już za późno. Kiedy dopada nas chandra albo przewlekła zła passa to nie pozwól, aby Cię zjadła i przerodziła się w coś bardzo groźnego, w stan, który już bardzo trudno cofnąć. Jeśli widzimy, że jest nam źle to nie bójmy się iść do specjalisty – psychologa lub psychiatry. Cały czas pokutuje w nas przeświadczenie, że do takich specjalistów chodzą ludzie chorzy albo wariaci. Nic mylnego!!! W dobie naszych czasów, szybkiego życia i pędu za karierą ludzie bardzo często gubią się w gąszczu przerastających ich problemów. Jeśli je wcześniej zauważymy i będziemy mieć świadomość, że w razie, gdy podupadniemy na duchu, mamy różne alternatywy szybkiego wyjścia z dołka to gdy zdarzyłaby się taka sytuacja będziemy wiedzieć, co mamy robić i gdzie się udać. Czasami, żeby sobie pomóc musimy przełamać swoje słabości.

Jeszcze jedna sprawa to pielęgnowanie bliskości i znajomości innych osób. W dobie pędu za karierą oraz gdy wydaje się nam, że doba powinna mieć przynajmniej o 2-3 godziny więcej nie ma czasu na spotkania ze znajomymi i przyjaciółmi. Nie dość tego nasze relacje z najbliższymi spłycają się a świadomość, że powinno być inaczej jeszcze przytłacza. Jak udręczona wewnętrznie musi być matka, która decyduje się opuścić swoje dzieci? Jola nie była złą matką. Ilekroć rozmawiałyśmy zawsze mówiła, że dla niej czas spędzony z dziećmi jest bardzo ważny.

Proszę Was zatem, abyście pielęgnowali relacje z najbliższymi, w razie potrzeby szukali u nich pomocy a i sami zwracali uwagę na ludzi wokół nas. Kiedy macie się dobrze opracujcie sobie plan na gorsze chwile i może nawet poproście przyjaciela, żeby nad Wami czuwał i dał znak, jakbyście się zagubili w życiu. Nie bójmy się szukać pomocy u innych ludzi. Czasami zwykły uśmiech do kogoś obcego w metrze lub autobusie może zmienić nasz dzień na lepszy a może nawet uratować komuś życie.

POZDRAWIAM CIEPŁO !!!
Kwiat Lotosu

******************************************************************************

Gdy dziecko idzie po raz pierwszy do przedszkola...

Każdego rodzica czeka ten dzień, kiedy po raz pierwszy zaprowadzi swoją pociechę do przedszkola i będzie musiał ją tam zostawić. Jak przygotować się do tej chwili i o co należy zadbać, aby wspomnienie tego dnia nie było traumą dla dziecka, ale także dla nas - o tym napiszę w tym artykule.


Pierwszy dzień w przedszkolu jest nowym doświadczeniem dla każdego dziecka. Pewnie większość naszych pociech lubi bawić się z rówieśnikami, ale ze świadomością, że jego mama lub tata jest obok i bacznie go obserwuje. Głównym problemem przedszkolaków jest to, że zostają same bez rodziców w otoczeniu nieznanych osób dorosłych i dzieci. Naszym zadaniem jest pomóc temu małemu człowiekowi zrozumieć zaistniałą sytuację w taki sposób, aby czuł się bezpieczny i miał świadomość, że to nie koniec świata.

Oto kilka rad, które mam nadzieję pomogą rodzicom i ich dzieciom przetrwać ten trudny dla nich okres:

• Zanim dziecko pójdzie do przedszkola należy je do tego przygotować i wcześniej z nim zacząć rozmawiać. Dziecko im więcej wie o danej sytuacji tym mniej jest w stanie je zaskoczyć. Dobrą metodą jest opowiadanie o swoich (oczywiście pozytywnych) doświadczeniach związanych z przedszkolem. Jeśli dziecko usłyszy, że rodzic też chodził do przedszkola i miło spędzał czas z rówieśnikami nabierze chęci do pójścia tym bardziej, że z ust mamy czy taty usłyszy, co się tam robi i nie będzie już dla niego to tajemnicą. Tak robiąc osiągamy jeszcze jedną ważną rzecz: zwierzając się dziecku z własnych doświadczeń uczymy je i zachęcamy, aby ono zwierzało się nam, co kształtuje wzajemne zaufanie na platformie dziecko rodzic. Można też tą samą metodę zastosować w inny sposób: zamiast wieczornej bajki przed snem opowiadamy własną bajkę o dziewczynce lub chłopcu (najlepiej nadać imię postaci), który zaczął chodzić do przedszkola i wplatać w te historie realne zdarzenia, które czekają nasze dziecko. Bajka taka powinna opowiadać nie tylko o zdarzeniach, ale i uczuciach towarzyszących postaci przez co dziecko poznaje świat przedszkola jeszcze tam nie chodząc, wie co się może zdarzyć i co może przeżywać. Takie przygotowanie stwarza w dziecku poczucie bezpieczeństwa, że nic złego się nie zdarzy (że rodzice go nie zostawią na zawsze) oraz jednocześnie zachęca do bycia i zabawy z innymi dziećmi.

• Zachęcam także do korzystania z dni otwartych w przedszkolach, gdzie dziecko może poznać bliżej zwyczaje przedszkolne a my możemy wcześniej sprawdzić reakcje dziecka na różne sytuacje, aby potem można je przeanalizować. Będzie to dla nas lekcja, czym musimy się wcześniej zająć, z czym nasze dziecko ma problem: czy z zostawaniem samemu, czy może z adaptacją w grupie a może z czymś zupełnie banalnym, co zniknie z pola widzenia dziecka jako problem już po jednej wyjaśniającej rozmowie.


• Gdy będziemy musieli zostawić swoją pociechę w przedszkolu najtrudniejszy jest moment rozstania – nie tylko dla dziecka, ale wierzcie mi, dla rodzica również, dlatego apel do rodziców – nie przelewajmy na dziecko swoich negatywnych uczuć: smutku, niepewności, strachu, bo ono to wyczuwa i boi się podwójnie. Kiedy otwieramy drzwi i wprowadzamy dziecko do Sali róbmy to zdecydowanie. Mówimy kilka ciepłych słów zachęcających do zainteresowania, co dzieje się w środku np. ”zobacz, ile tu jest dzieci; będziesz miał się z kim bawić a potem opowiadać mi o tym, jak po Ciebie przyjdę”, dajemy całusa, uśmiechamy się, możemy jeszcze zapewnić, że na pewno przyjdziemy po skończonych zajęciach i gdy pani zabiera dziecko wycofujemy się z Sali. Jeśli zacznie płakać i kurczowo się nas będzie trzymało, to pozwólmy przedszkolance delikatnie je zabrać, bo przedłużanie chwili rozstania jest niepotrzebnym wzmaganiem emocji nie tylko dziecka ale i rodzica. Jeśli nawet chcemy zostać i zobaczyć, co będzie się działo dalej to schowajmy się gdzieś z boku tak, żeby dziecko nas nie widziało. Jeśli płacz jest intensywny i dość długo trwa to można zastanowić się nad skróceniem dziecku dnia w przedszkolu tzn. można przez kilka dni, do czasu, kiedy się zaadoptuje, zabierać je po obiedzie albo w połowie dnia. To zazwyczaj pomaga dzieciom przystosować się do nowych warunków. Dobrą też radą jest, aby jeśli to możliwe, to tatusiowie zaprowadzali swoje pociechy do przedszkola (szczególnie na początku). Z doświadczenia widać, że rozstanie z tatusiem jest mniej bolesne dla dziecka niż z mamą, która zawsze rozczula się nad swym maleństwem i dziecko ma świadomość, że mama szybciej się nad nim „ulituje”.

• Proszę też rodziców, aby zbyt pochopnie nie podejmowali decyzji zabrania dziecka z przedszkola motywując to tym, że dużo płacze i pewnie nie jest jeszcze gotowe do rozdzielenia z matką. Oczywiście takie przypadki się zdarzają, ale są one naprawdę sporadyczne i należy je najlepiej wcześniej skonsultować ze specjalistą. Dotyczy to też przypadków, gdy dziecko płacze podczas, gdy już dawno cała grupa zaaklimatyzowała się. W takich przypadkach należy mieć świadomość, że my rodzice musimy również poskromić swoje emocje a włączyć trzeźwe i racjonalne myślenie po to, aby nasze dziecko mogło się prawidłowo rozwijać.


• Istotną również kwestią jest to, abyśmy interesowali się życiem przedszkolnym naszego dziecka. Nie tylko na początku, ale zawsze pamiętajmy o tym, aby zapytać się np. w drodze do domu, co dzisiaj dziecko robiło w przedszkolu i jak minął mu dzień. Na zachętę można opowiedzieć dziecku, co samemu robiło się w czasie, gdy dziecko było w przedszkolu – to wzbudza zaufanie dziecka do nas i pomaga otwierać się wobec nas. Dziecko myśli: „Skoro mama czy tata opowiadają mi o swoim dniu w pracy to ja powiem mu, co robiłem w przedszkolu” i tym sposobem będzie nam łatwiej dotrzeć do tych pozytywnych, ale i negatywnych sytuacji, aby pomóc je dziecku rozwiązać. Pamiętajmy! Rozmawiajmy z dziećmi! Za stwierdzeniem dziecka „nie lubię chodzić do przedszkola” zawsze coś się kryje. Pomóżmy dziecku wyrzucić z siebie ten powód a potem będziemy mogli pomóc rozwiązać problem. Wierzcie mi, większość problemów dzieci, z powodu których nie chcą chodzić do przedszkola jest banalnych np. że nie wiedzą, komu mają powiedzieć, że chcą iść do ubikacji albo że nie umieją zapiąć suwaka przy kurtce podczas, gdy koleżanka już to umie. Rozmawiajmy i okażmy dzieciom że mamy dla nich czas i cierpliwość, a zobaczycie, że większość problemów przestanie istnieć, bo z czasem będą rozwiązywane na bieżąco.
Na koniec chciałam powiedzieć wszystkim rodzicom, że tylko wyjątki nie płaczą na początku chodzenia do przedszkola. Te dzieci co nie płaczą z dużym prawdopodobieństwem zapłaczą za kilka tygodni, gdy przyjdzie kryzys i przedszkole nie będzie już takie atrakcyjne jak na początku a stanie się codziennym obowiązkiem. My też nie zawsze z chęcią idziemy do pracy i dopada nas nuda dnia codziennego. Każdy z nas ma taki czas, więc nie dziwmy się naszym maluchom, które dopiero rozpoczynają tą drogę.

Życzę Wytrwałości i Sukcesów!!!