O czym każda kobieta wiedzieć powinna

'Bądź Wolna Finansowo odc. 5 - Optymalizacja status quo czyli finanse pod obcasem' by $prytna Kobieta

Autorem artykułu jest $prytna Kobieta



"Optymalizacja status quo. Grupowanie czyli konsolidacja, kasacja i wirtualizacja - czyli finanse pod obcasem :)"

"Doradca finansowy" po polsku, to człowiek z fajną, złotą wpinką w klapie marynarki, który twierdzi, że jego usługi są darmowe dla klienta...

SprytnaKobieta5Optymalizacja finansów osobistych.

Zakładam, droga kandydatko na kobietę finansowo niezależną, że wiesz już mniej więcej, ile pieniędzy wystarczy na pokrycie Twoich wydatków miesięcznych. Czyli wiesz, ile przychodu pasywnego muszą wygenerować Twoje aktywa, abyś mogła spokojnie patrzeć na rachunki i nie martwić się o jutro ze swojego domku na wsi czy też apartamentu w Rio.

W tak zwanym praniu wychodzi, że człowiek, który aspiruje do wolności finansowej, bardzo chciałby móc orzec jak najszybciej, że osiągnął już ten magiczny próg i zaniża wystarczającą mu do życia kwotę. W praktyce wygląda to tak, że można teoretycznie żyjąc o chlebie i wodzie w jakiejś jaskini twierdzić, że jesteśmy wolne finansowo, bo wygenerowałyśmy 200 pln z odsetek na koncie i jest high life :). Ale chyba nie o to chodzi.
Zakładamy więc, że chcemy zachować przynajmniej taki standard życia jak dotychczas lub go polepszyć i nadal być finansowo niezależne.

Nie zaszkodzi natomiast przyjrzeć się krytycznym okiem i zobaczyć co można zoptymalizować, czyli zaoszczędzić na poczet przyszłych inwestycji :) Bo miło jest mieć jakieś środki na rozpoczęcie, choć nie jest to warunek konieczny.
Nie jestem zwolennikiem oglądania każdej złotówki przed jej wydaniem, ani nie jestem z Poznania tudzież Krakowa :) a tym bardziej ze Szkocji. Natomiast nie lubię, gdy mnie jawnie dostawcy robią w konia i wykorzystują mój brak orientacji w ofertach konkurencji.

Dlatego też raz na jakiś czas warto jest rozejrzeć się i zweryfikować o ile taniej za to samo byłoby u innego operatora telefonicznego, dostawcy kablówki czy Internetu. Czasami nawet nie trzeba niczego zmieniać, bo gdy obecny dostawca zostanie poinformowany o chęci wymiany na lepszy model chętnie zmieni warunki umowy na korzystniejsze dla nas.
Być może w skali miesiąca będzie to kilkadziesiąt złotych, ale w skali roku kwoty robią się już trzycyfrowe lub czterocyfrowe i zaczyna być szkoda.
Czasami można zweryfikować czy rzeczywiście to co mamy w umowie nadal spełnia nasze oczekiwania i czy aby przypadkiem nie płacimy za coś czego po prostu nie używamy. Zmiana zakresu umowy jest też możliwa.

Chyba największe oszczędności można jednak uzyskać poprzez przyjrzenie się dokładniej swoim największym wydatkom, takim jak kredyty mieszkaniowe, karty kredytowe, raty za wyposażenie domu itp. Banki to też ludzie i można renegocjować umowy. Można skonsolidować kredyty i pożyczki w jedno i można też zmienić bank na taki, który da nam lepsze warunki i tyle. Ślubu z bankiem nie bierzemy. Powiedziałabym raczej aby krytycznym okiem przyjrzeć się swojemu związkowi z bankiem i dać mu do zrozumienia, że miesiąc miodowy się skończył.

Trzeba natomiast dobrze wyliczyć czy nam się taka konsolidacja opłaca, bo szlag mnie trafia jak słyszę reklamy banków w stylu 'niska rata' (w domyśle „tak, ale przez 100 następnych lat, płacona jeszcze przez Twoje dzieci i wnuki"). Za tym kryje się ogromny całkowity koszt kredytu!

Kolejnym kitem są jakieś 'premie za lojalność albo regularne spłacanie kredytu'. Ten, kto to wymyślił po prostu jest mistrzem manipulacji. Kto za to płaci? Pan? Pani? Wszyscy płacimy? Społeczeństwo? Bo na pewno nie bank! Oczywiście, że my za to zapłacimy pod przykrywką wyższego oprocentowania kredytu lub prowizji banku za jego udzielenie i gdybyśmy byli na tyle mądrzy i znaleźli korzystniejszy kredyt, to byśmy sobie sami tą premię wręczyli nie czekając na łaskę banku!

Jeżeli nie wierzycie swojej ocenie, to możecie skorzystać z pomocy 'doradcy finansowego', ale też bardzo uważnie! Oni też dostają prowizję - i kto za to płaci? ... No, szybko się uczycie! :) Ja swoje decyzje konsultuje z trzema czy czterema 'doradcami' na prowizji i weryfikuje ich lotne pomysły u źródła, czyli bezpośrednio w danym banku. Jeszcze się nie zdarzyło, żeby bank mi dał bezpośrednio gorszą ofertę niż pośrednik.

A wabiki pod tytułem 'załatwiamy za Ciebie formalności' to już po prostu czyste straszenie i wprowadzanie klienta w błąd, jakoby tych formalności było tak bardzo dużo. I tak i tak musimy donieść pewne dokumenty (pośrednik ich sobie nie wyprodukuje), a co za różnica, czy dostarczymy je do banku czy do pośrednika. Kiedyś nawet zdarzyło mi się, że pośrednik chciał więcej dokumentów niż sam bank. Chyba próbował tym uzasadnić swoją wartość dodaną dla banku, bo klientowi na pewno to nie służyło.

Temat 'doradców finansowych' w Polce budzi we mnie zresztą regularną niechęć i postanowiłam przy tej okazji przelać na papier, co mi na sercu w tym temacie leży.

Doradca Finansowy czy Sprzedawca Produktów Finansowych?

Na niewiedzy finansowej narodu polskiego wyrosły firmy które szczycą się posiadaniem 'doradców finansowych'. Co ciekawe, jest to fenomen naszego kraju, bo mieszkając za granicą przez kilka lat nie zauważyłam takich tworów. Ze zdumienia nie mogę wyjść, że ludzie nadal wierzą w darmowe usługi doradztwa finansowego.

Jak to wygląda w świecie?

Doradca finansowy na zachodzie to człowiek, któremu my jako klient oficjalnie płacimy za doradztwo. Często dostaje on, oprócz wynagrodzenia bazowego, prowizję od zysku wygenerowanego dla swojego klienta (czyli dla nas) dzięki swoim trafnym poradom, lub procent od wartości wszystkich aktywów, którymi doradca pomaga zarządzać.
I to jest marchewka, która powoduje, że doradcy finansowemu zależy na tym, abyśmy na podstawie jego porad podejmowali dobre i rentowne decyzje, zarabiali na nich i mnożyli swój majątek.
Na zachodzie funkcjonują instytucje, które certyfikują doradców finansowych np. FINRA (The Financial Industry Regulatory Authority). Certyfikat uzyskuje się po zdaniu 7 egzaminów z zakresu finansów i nie każdy może do nich podejść - trzeba zostać 'zasponsorowanym' przez swojego pracodawcę, należącego do grupy firm członkowskich FINRA.

A u nas prawie jak na świecie... przy czym prawie robi naprawdę dużą różnicę...

W Polsce 'doradcą finansowym' może zostać każdy. Nie regulują tego zawodu żadne przepisy prawa. Do jego uprawiania nie jest potrzebny żaden certyfikat ani nawet odpowiednie wykształcenie czy licencja. Wprawdzie Komisja Nadzoru Finansowego czujnie przygląda się tym praktykom i nawet podobno postanowiła uregulować sprawę 'doradców' poprzez wprowadzenie specjalnych egzaminów i certyfikatów, ale na razie nie ma konkretnych efektów.

Póki co, 'doradca finansowy' po polsku, to człowiek z fajną, złotą wpinką w klapie marynarki, który twierdzi, że jego usługi są darmowe dla klienta, bo to instytucje finansowe z którymi on współpracuje za to płacą.

O Matko Boska! A te instytucje finansowe to organizacje charytatywne, które lubią dofinansowywać swoich klientów bo mają bardzo dużo pieniędzy nadrukowanych i nie mają co z nimi robić. Kto za to płaci, co? Pan? Pani? Społeczeństwo? Instytucja finansowa to przedsiębiorstwo działające dla zysku i chętnie ominie pośrednika jeżeli da się mu taką możliwość. Mam nadzieję, że już załapałaś o co tu chodzi.

Analogicznie - czy nazwałabyś doradcą sprzedawczynię w sklepie odzieżowym? Jakie jest główne zadanie sprzedawcy w sklepie? Sprzedać coś klientowi. Jeżeli sprzedawca jest na prowizji, to zależy mu, żeby sprzedać klientowi jak najwięcej i jak najdrożej. Czy uwierzysz w 100% sprzedawczyni w sklepie w to, że na pewno dobrze wyglądasz w tych ciuchach, które mierzysz? Czy bardziej zaufałabyś stylistce, której zapłacisz za usługę stylizacji i która doradzi i wybierze z Tobą takie rzeczy, w których rzeczywiście będziesz wyglądać korzystnie?
Tak więc do 'doradców finansowych' w Polsce podchodzę z dużym dystansem i traktuję ich porady jak sugestie sprzedażowe. Czasami nawet ich oferta nie jest najgorsza... ale najlepsza też nie jest.

Bywa, że taki 'doradca' spędzi z nami trochę czasu, żeby przeanalizować naszą obecną sytuację finansową i podczas gdy my się będziemy cieszyć, że ktoś rzeczywiście o nas dba, doradca będzie analizował w jaki sposób można nas najefektywniej 'wydoić', rzucając przy tym dużo fachowego słownictwa i robiąc poważne miny sugerując że jesteśmy dla niego wartościowym klientem.

Mój specjalista kredytowy w banku opowiedział mi jakie 'ciekawe' kredyty przynosili mu 'doradcy' do zrobienia dla swoich klientów - do dziś zbieram szczękę z podłogi jak sobie przypomnę następującą inżynierię finansową 'wysokich' lotów.

Klient chciał zaciągnąć kredyt hipoteczny na zakup mieszkania latem 2007 roku. 'Doradca' miał większą prowizję z wpłat na fundusz inwestycyjny, wiec zasugerował klientowi, żeby ten posiadaną przez siebie gotówkę włożył w owy fundusz (natychmiastowa prowizja dla doradcy) i zaciągnął kredyt na mieszkanie na większą kwotę (znowu prowizja od większej kwoty kredytu) tłumacząc, że na funduszu inwestycyjnym klient więcej zarobi niż wyniosą odsetki od dodatkowego kredytu. Trzymajcie mnie! A co z różnicą w poziomie ryzyka? To taki mały szczegół.

Moj specjalista kredytowy w banku miał poważny problem etyczny, żeby taki kredyt zrobić, bo w sumie to w interesie banku jest, żeby klient spłacał regularnie swoje zobowiązania i nie zalegał bo to tylko dodatkowy koszt i kłopot dla banku. Chyba nie muszę nikomu przypominać co się stało na rynku akcji i funduszy na nich opartych latem 2007 roku. Dupa blada.

Niestety przykłady można mnożyć i nie wiem czy nie powstały już jakieś grupy ludzi pokrzywdzonych przez 'doradców finansowych'. Jeżeli nie, to jest to tylko kwestia czasu.

Oczywiście firmy pośredniczące uzasadniają jak mogą swoją wartość dodaną, mówiąc, że mają specjalne wynegocjowane stawki, bo kupują po cenie 'hurtowej', bo mają swoich ludzi siedzących fizycznie w bankach i obsługujących papierologię itp. Ale i tak 'bottom line' jest taki, że każdy taki produkt można kupić taniej bez pośrednika.
Może za wyjątkiem jednej sytuacji, która też ma miejsce na naszym rynku, kiedy to pośrednik należy do tej samej grupy kapitałowej co bank i wtedy taki pośrednik ma celowo 'taniej' niż w banku. Dzięki czemu bank 'odstrasza' swoją ofertą i unika roboty związanej z obsługą kredytu, którą de facto wykonuje za niego pośrednik, a cały zysk idzie i tak do tej samej, wielkiej kieszeni. A co ma z tego pośrednik? Pośrednik korzysta na marketingowym 'efekcie halo' (o! tu rzeczywiście jest taniej!) i wciska klientowi kolejne produkty, ewidentnie droższe niż gdzie indziej.

Śmiem uważać, że polskie firmy, szczycące się dostarczaniem niezależnego doradztwa finansowego, lata świetności mają już za sobą, bo poziom wiedzy finansowej w Polsce będzie się podnosił, a już na pewno ludzie posiadający jakiś majątek i trochę rozumu nie skorzystają z ich oferty. Jeżeli już, to tacy ludzie zdecydują się na 'Private Banking' czyli na usługę zarządzania majątkiem w konkretnym banku, w którego interesie będzie powiększanie majątku klienta trzymanego na kontach, a nie skubanie tegoż klienta jednorazowo gdzie popadnie.

I w sumie przykro, że tworzy się biznes model oparty na niewiedzy, niskiej samoocenie i lenistwie Polaków. Ech....

A wracając do naszej sytuacji finansowej....

O co chodzi z tą wspomnianą w tytule 'wirtualizacją'?
W obecnych czasach mamy niebywałą możliwość ułatwiania sobie życia poprzez bankowość internetową. Mamy też możliwość płacenia kartami płatniczymi i kredytowymi oraz generowania elektronicznych wyciągów. Praktycznie, gdybyśmy się uparli, to bardzo rzadko używalibyśmy gotówki jako środka płatniczego. Jak można to wszystko wykorzystać do opanowania swoich finansów? Oto, jak ja to wykorzystuję:

- Posiadam jedno konto dostępne przez Internet do zarządzania finansami domowymi.

- Wszystkie opłaty stałe robię zleceniami stałymi automatycznie z konta.

- Wszystkie rachunki płacę przelewami z konta przez Internet.

- Posiadam jedną kartę kredytową i jedną kartę do konta osobistego.

- Na kartę kredytową wrzucam wszelkie wydatki zmienne, które w zasadzie są opłatami za mniejsze lub większe przyjemności (dzięki czemu od razu widzę po rachunku z karty jak przebalowałam dany miesiąc).

- Kartą do konta osobistego - kartą debetową dokonuję wszelkich zakupów stałych i koniecznych oraz wypłaty gotówki na zakupy konieczne.


Dzięki powyższemu podziałowi mam mniej roboty ze zgadywaniem, na co poszła gotówka (bo poszło jej mniej) i już na pierwszy rzut oka wiem jaki jest stosunek moich wydatków stałych do moich wydatków zmiennych.

I tu często pada pytanie: Ale jaki ten stosunek jednego do drugiego powinien być? Czyli stosunek wydatków stałych do wydatków zmiennych? I oczekiwanie, żeby podać to w procentach.....

A ja mówię, że stosunek powinien być WŁAŚCIWY, czyli taki, żeby czuć się z nim dobrze, a jednocześnie żeby pozwalał na inteligentne planowanie swojej finansowej przyszłości. Są jakieś teorie, że dobrze na opłaty stałe przeznaczyć X% a na wydatki zmienne Y% i na inwestowanie Z% itp. Ale to wszystko zależy od kwoty, którą się dysponuje. Dla osoby ledwo wiążącej koniec z końcem ten stosunek będzie 96%/4%, a dla milionera 4%/96%. Nie ma jednej recepty, bo każdy dysponuje innym budżetem i reprezentuje inny styl życia.

Warto się poobserwować przez chwilę i samemu zobaczyć jaki stosunek jest dla nas zdrowy i ile pieniędzy możemy bez większych poświęceń przeznaczyć na budowanie pasywnego przychodu lub oszczędzanie czyli na planowanie swojej finansowej przyszłości. Gdy już ustalimy co jest dla nas dobre tej wersji będziemy się trzymać :)

$prytna Kobieta

W następnym odcinku:
Zmiana myślenia - największa zmiana w Twoim życiu zaczyna się w Twoim mózgu...

---

$prytna Kobieta dla http://www.nowamatkapolka.pl/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl


************************************************************
Idealny związek- jak go stworzyć i utrzymać?

Od stuleci ludzie łamią sobie głowy nad tym problemem: jak stworzyć udany związek? Dlaczego jedni są szczęśliwi i przeżywają ze sobą całe życie, podczas gdy inni muszą się rozstać? Dodatkowym utrudnieniem bywają wszelkie zranienia, których doznaliśmy w poprzednich relacjach. Ludzie są tak skonstruowani, że prawie każdy dąży do tego, by stworzyć udany związek. Bycie szczęśliwym z drugą osobą jest kwestią bardzo indywidualną i wpływa na to wiele czynników. Istnieją jednak sposoby na ułatwienie tej niejednokrotnie trudnej sztuki bycia razem.

Ludzie żyjący w szczęśliwych związkach mają pozytywny obraz związków jako takich, nie węszą podstępów na każdym kroku, opierają swoją relację na zaufaniu, nie boją się zaangażowania. Wypisz na kartce 10 najważniejszych cech udanego związku. Zastanów się co możesz zrobić żeby je osiągnąć, jakie zachowania są potrzebne w dążeniu do tego celu? Zastanów się co możesz zrobić dzisiaj, żeby polepszyć jakość swojego związku, a co możesz zrobić w przyszłości?

Szczęśliwe pary wiedzą także, że nikogo nie da się zmienić. Jeśli chcemy coś zmienić, musimy zacząć od siebie samych. Od zmiany naszego sposobu reagowania na różne zdarzenia i zachowania partnera. Jeśli zazwyczaj krzyczymy kiedy partner zapomina coś zrobić w domu (np. naprawić jakieś urządzenie, lub przenieść ciężkie przedmioty), zmieńmy podejście i poprośmy przyjaciela aby to zrobił i pochwalmy go przy partnerze. Jeśli partner coś dla nas zrobi, koniecznie go pochwalmy („Kochanie, robisz najlepszą kawę na świecie!”) i nigdy nie wytykajmy niedociągnięć. To go zmotywuje żeby się udzielać w domowych obowiązkach.

Kolejna przydatna rada: ZAWSZE wspieraj partnera. Nieważne czy to duże czy małe wyzwanie, któremu musi stawić czoła – bądź tam dla niego, wspieraj, dodawaj wiary i otuchy. Niech ma poczucie, że bez względu jakie decyzje podejmuje, nie jest sam.

Szacunek jest podstawą każdego szczęśliwego związku. Bez szacunku nie ma więzi, zaufania, miłości. Tak więc szanuj partnera tak jak chciałabyś by on szanował ciebie. Dbaj o niego tak, jak chciałabyś aby on dbał o ciebie. Mężczyźni często zapominają (lub zwyczajnie nie mają czasu gdyż są skupieni na swojej karierze) o tak przyziemnych rzeczach jak regularne posiłki, zrobienie prania, zakup ciepłych ubrań. Tak więc zadbaj o te sprawy sama lub wynajmij pomoc domową.

Staraj się zawsze wyglądać dobrze. To nie oznacza, że musisz wyglądać jak gwiazda filmowa 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. Mam tutaj raczej na myśli bycie schludnym, ubieranie się w rzeczy, które pasują do naszej sylwetki. Brudne włosy, potargane rajstopy i odpryskujący lakier na paznokciach raczej odradzam.

Zobacz również:

-------------------------------------------

Artykuł: Idealny związek- jak go stworzyć i utrzymać? pochodzi z serwisu www.wieszak.net

-------------------------------------------


O Autorze

Aleksandra P.



********************************************************

'Bądź Wolna Finansowo - odc. 4. Opanowanie szoku, czyli co dalej?' by $prytna Kobieta

Autorem artykułu jest $prytna Kobieta



„Opanowanie szoku, czyli co dalej?
Jakie masz opcje poszokowe, kobieto? Oraz badanie status quo, czyli bolesne początki..."

Co jest największym przyjacielem kobiety? Błyszczyk? Karta kredowa? Botox? Nie! Największym przyjacielem kobiety niezależnej jest arkusz kalkulacyjny excel'a.

SprytnaKobieta4Być może po przeczytaniu trzech poprzednich odcinków doszłaś do wniosku, że z tą nową wiedzą życie już nigdy nie będzie takie beztroskie jak dawniej.

Być może zauważyłaś, że to, co podświadomie czułaś, że nie jest dla Ciebie dobre, teraz stało się realnym zagrożeniem.
Być może zawsze wiedziałaś, że niezależność finansowa jest Twoim przeznaczeniem, ale nie bardzo wiedziałaś jak się za to zabrać.

Być może jesteś kobietą niezależną finansowo i czytasz tylko z ciekawości - chciałabym żebyś podzieliła się swoją historią z innymi kobietami i stała się dla nich inspiracją.

Jakby na to nie patrzeć, stoisz przed wyborem: co dalej? Co z tą niezależnością, kobieto polska? Którą postawę reprezentujesz w temacie niezależności finansowej?

Postawa pasywnie obserwująca:
Adin, dwa, tri... Twoja świadomość tematu jest na tyle zwiększona, że zaczynasz zauważać dookoła zjawiska, które normalnie nie zwróciłyby Twojej uwagi. A to mąż gdzieś przepuścił kilka stówek bez usprawiedliwienia, a to Twoja koleżanka 'karierowiczka' pojechała na kolejne wakacje -'ciekawe za co i kto ją puścił znowu na urlop?' A to w prasie przykuł Twoją uwagę artykuł o kobiecie biznesu, która opowiedziała ciekawą historię i zaczęło Cię zastanawiać nie to, gdzie kupiła taką wyczesaną garsonkę, tylko to jak się jej udało stworzyć dochodowy biznes w trudnych warunkach.
W sumie nic z tą wiedzą nie robisz, ale Twoje filtry rzeczywistości zaczęły przepuszczać zupełnie nowe informacje. I to jest bardzo dobry objaw :)

Postawa aktywnie poszukująca:
Wiesz już, że musisz coś zmienić, ale nie wiesz jak, gdzie, kiedy? Zaczynasz szukać informacji dookoła - doktor Google jest w tym nieoceniony. Zaczynasz podpytywać swoje koleżanki, jak u nich wygląda sprawa wolności finansowej i szukasz inspiracji. Wprawdzie istnieje powszechne przekonanie, że o pieniądzach w towarzystwie się nie rozmawia, ale zauważasz, że ci, którym się ewidentnie udało, chętnie udzielają wskazówek, na przykład na temat tego, jak zrobić pierwsze kroki w biznesie.
Być może znalazłaś już jakieś ciekawe szkolenie na ten temat i chcesz na nie pójść. Być może kupiłaś jakieś książki lub wpisałaś się na jakieś tematyczne fora dyskusyjne. Rewelacja! Zdobywanie wiedzy jest procesem fascynującym i dla każdego innym. Pamiętaj tylko, żeby nie zrażać się zbyt szybko i weryfikować tematy w kilku źródłach, bo oszołomów na rynku jest wielu i dla nich pomysłem na niezależność finansową jest oferowanie 'pseudo produktu informacyjnego' kompletnym laikom za niemałe pieniądze.
Być może zawsze chciałaś prowadzić własny biznes i masz na ten temat pokaźną kolekcję książek i tematyczne folderki w komputerze pt.: 'Urząd Skarbowy', 'ZUS', 'Księgowość', 'Dotacje EU', 'Zakładanie firmy' itp.
Planujesz, marzysz, uczysz się, ale wciąż szukasz... pytanie tylko, czego?

Postawa aktywnie zaangażowana:
Zaczęłaś coś już robić w temacie. Może masz dobrą pracę i nieźle zarabiasz. Może masz jakąś działalność lub swój biznes, może zajęłaś się jakimś MLM'em w wolnej chwili, może inwestujesz w nieruchomości. Robisz coś i to jest dobre. Natomiast zastanawiasz się czy obrałaś dobry kierunek i czy jesteś szczęśliwa, bo czasami czujesz się jak chomik w swoim kołowrotku. Żyjesz w iluzji, że bycie aktywną i potrzebną równa się byciu produktywną i zarabiającą. Biegasz z taczkami tu i tam i nie masz czasu ich nawet załadować. Wiesz czego chcesz, próbujesz, ale jakoś Ci nie wychodzi. Pytanie dlaczego?

Masz jeszcze jedną opcję - a mianowicie stać się kobietą finansowo niezależną w pełnym wymiarze, demonstrującą postawę pasywnie zaangażowaną, czyli tworzącą aktywa generujące przychody pasywne. Może nie od razu. Może będzie to proces długotrwały i trwający do emerytury (byle tej wczesnej, po 35 roku życia :)), ale zdeterminowane działanie w tym kierunku przybliży Cię do celu.

Tylko JAK???? Niestety nie ma uniwersalnej recepty, jednej drogi, jednego sposobu, ale jest za to jeden cel - stworzenie źródeł pasywnego przychodu większego od naszych miesięcznych wydatków, i jest jedna zasada - trzeba marzyć... ale marzyć aktywnie, czyli działać :).

Ale po kolei... drogie Panie... Żarty się skończyły...

Zacznijmy od badania status quo, czyli badania Twojej sytuacji finansowej na dzień dzisiejszy. Mam dla Ciebie kilka pytań:

Kto zarządza finansami domowymi? Kto płaci comiesięczne rachunki?Kto wypłaca gotówkę z konta?Na co idzie gotówka z konta? (moje ulubione :))Kto robi zakupy?Kto inwestuje pieniądze, które zostają po odjęciu wszystkich wydatków?Ile wynoszą stałe opłaty miesięczne?Ile wynoszą zmienne opłaty miesięczne?Ile zostaje wolnych środków?Jaki procent wolnych środków jest inwestowany w aktywa przynoszące zyski?Ile oszczędności posiadasz Ty i Twoja rodzina?Na przetrwanie ilu dni starczy Ci tych oszczędności?


Podejrzewam, że niektóre pytania mogły spowodować lekki popłoch. Jeżeli nie czujesz się komfortowo odpowiadając na te pytania, to mam tylko jedną radę - musisz to zmienić i nie potrzebujesz do tego wielkiej wiedzy z zakresu księgowości. Dlaczego musisz to zmienić? Ponieważ nie możesz być niezależna finansowo nie wiedząc ile pasywnego przychodu w złotówkach zapewni Ci tą niezależność! Trzeba umieć sobie odpowiedzieć na pytanie: ile wydajesz kobieto? I nie mam na myśli 'na buty' :)

Tutaj musi paść moje ulubione pytanie: co jest największym przyjacielem kobiety? (przynajmniej tej niezależnej finansowo). Błyszczyk? Karta kredowa? Botox? Jeszcze jakieś inne błyskotliwe pomysły, drogie Panie?
Nie! Największym przyjacielem kobiety niezależnej jest arkusz kalkulacyjny excel'a. Zawsze prawdę Ci powie, zawsze wierny i wszystko zniesie - nawet najdziksze pomysły finansowe można na nim przetestować i się nie obrazi.

A więc do dzieła, drogie Panie - 'na traktory'! Oto prosta tabelka xls, która pomoże Ci zarządzać domowymi finansami:

tabelka_d0_4

Oczywiście to jest to bardzo prosty sposób przedstawienia swojej ogólnej sytuacji. Na rynku znajdują się specjalne programy komputerowe do zarządzania finansami osobistymi, ale myślę, że na początek prosta tabelka powinna starczyć.

Jeżeli nie Ty zajmujesz się finansami domowymi, to poproś swojego męża, żeby poświęcił Ci chwilę i zrobił z Tobą tą tabelkę dla waszego wspólnego dobra.

Co zrobić, żeby zacząć?
W większości przypadków historia płatności będzie widoczna w koncie bankowym, o ile rachunki płacone są przelewami bankowymi. Innym sposobem jest zebranie na jeden stosik wszystkich rachunków, które przychodzą w ciągu miesiąca i wpisanie ich jako pozycje do tabelki w odpowiednich kategoriach.

Co to są opłaty stałe?
Wszelkie stałe rachunki, których kwota nie ulega drastycznej zmianie z miesiąca na miesiąc i które trzeba płacić, bo to podstawa naszej egzystencji. Czyli czynsz, fundusz remontowy, telefon (abonament), kablówka, rata kredytu na mieszkanie, ubezpieczenie na życie, czesne w przedszkolu, niania itp.

Co to są opłaty zmienne?
Opłaty za gaz, prąd, telefon, wydatki związane z zakupem żywności, ubrań, butów i innych gadżetów. Jeżeli używana w tym celu jest karta kredytowa, to spłata tej karty powinna znaleźć się w tabelce. Oczywiście jest jakiś minimalny poziom związany z wydatkami, które są nam konieczne do przetrwania - np. żywność, prąd czy gaz, ale z doświadczenia wiem, że tutaj kryją się wydatki na nasze drobne i mniej drobne przyjemności.
Przykładem wydatku zmiennego jest telefon komórkowy na kartę, gdzie płacimy za rozmowy za minuty, czyli za to co 'zużyjemy', wiec jest to zmienne z miesiąca na miesiąc.

Co to są planowane wydatki dodatkowe?
Na przykład prezent na ślub, planowana wizyta u dentysty, wakacje itp. Coś co nie występuje z miesiąca na miesiąc, a o czym wiesz z wyprzedzeniem.

Porównując jedno do drugiego, jak wygląda Twoja sytuacja?
Czy twoje opłaty stałe są o wiele większe od twoich opłat zmiennych czy odwrotnie?
Jak wygląda sytuacja z trzech miesięcy lub więcej? Czy opłaty zmienne utrzymują się na równym poziomie, czy skaczą? Dlaczego skaczą?
Czy widzisz ile wolnych środków (oszczędności) zostaje na koncie w każdym miesiącu po odjęciu opłat od przychodu? Co z nimi robisz?

Po wykonaniu tego ćwiczenia powinnaś być w stanie odpowiedzieć sobie na pytanie: 'ile minimalnie powinien wynosić przychód pasywny, żeby pokryć Twoje wydatki stałe i konieczne wydatki zmienne?'.

No właśnie... a co to są konieczne wydatki zmienne? Hmmm... Największymi czarnymi dziurami są dwie pozycje: 'gotówka' i 'karta kredytowa'. Czy wiesz, na co ucieka Twoja gotówka? Czy masz nad tym kontrolę? Na co idą Twoje wydatki z karty kredytowej? Dokładniej tymi dwoma niegrzecznymi pozycjami zajmiemy się w kolejnym odcinku o optymalizacji finansów osobistych.


Kilka logistycznych trików, które ja stosuję, a które ułatwiają życie i robienie tabelki:

Wszystkie rachunki, które przychodzą pocztą, wrzucam do jednej szuflady i raz w miesiącu siadam do mojej tabelki i robie wszystkie przelewy równocześnie, wpisując dane do tabelki. (Dzięki temu wiem co zapłaciłam i nie panikuje, że mi prąd odetną, bo nie pamiętam, że zrobiłam przelew). Jedna osoba tylko zajmuje się płaceniem wszystkich rachunków, żeby nie było rozmytej odpowiedzialności i sytuacji - 'a myślałam/em, że już zapłacone...' patrząc na doliczone karne odsetki za zwłokę...Zapłacone rachunki piętnuję podpisem 'zapłacone' i wrzucam do odpowiedniej teczki.Pozycje zapłacone w tabelce odznaczam na zielono. Te niezapłacone, a przeterminowane na czerwono, a te do zapłacenia nie są podkreślone żadnym kolorem, aż do momentu wykonania jakiejś operacji np. zapłacenia.Robię wyciąg z konta i podsumowuje gotówkę, która z niego wyszła i wpisuję w moją tabelkę.


Mam nadzieję, że obraz Twoich finansów czarno na białym nie spowodował dużego szoku. I mam nadzieję, że teraz będzie Ci trochę łatwiej orientować się gdzie się podziały pieniądze. Powodzenia na nowej drodze życia.

$prytna Kobieta

W następnym odcinku:
Optymalizacja status quo - grupowanie czyli konsolidacja, kasacja i wirtualizacja J - czyli finanse pod obcasem :)

---

$prytna Kobieta dla http://www.nowamatkapolka.pl/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl


*************************************************************

'Bądź Wolna Finansowo odc. 3 - Przepowiednia przyszłości, czyli wróżka z ZUS-u' by $prytna Kobieta

Autorem artykułu jest $prytna Kobieta



Zrobiłam to. Bałam się, ale w końcu odważyłam się spojrzeć prawdzie w oczy. W oczy, które patrzyły na mnie z politowaniem i nieukrywanym zdziwieniem..

BabciaSobieRadzibezZUSCo innego coś tam wiedzieć i przypuszczać, że za dobrze to na starość nie będzie i trzeba samodzielnie kombinować, a co innego wiedzieć na pewno, że będzie dramat, bieda i zgrzyt sztucznej szczęki.

Jak prawdziwy reporter śledczy na akcji, postanowiłam złożyć niespodziewaną wizytę mojemu oddziałowi Zakładu Ubezpieczeń Społecznych, a w zasadzie Zakładu Ubezpieczeń dla Naiwnych, bo to powinna być oficjalna nazwa tej instytucji, i to ujmując rzecz delikatnie.

Z dużym impetem wpadłam na salę operacyjną, która lekko sennie rozpoczynała swoją działalność, obsługując dwóch kluczowych klientów, którzy dotarli tu przede mną. Nic dziwnego - emeryci mają czas i godzina 8 rano to środek dnia, wiec mogą rozwijać swoje życie towarzyskie w kolejkach. Ja natomiast byłam jeszcze przed pierwszą kawą, wiec trochę zajęło mi zakapowanie, że mamy system elektronicznych kolejek i trzeba wziąć numerek. No to wzięłam... od razu cztery, bo nie wiedziałam gdzie mam się w sumie udać z misją „Moja Przyszła Emerytura".

Odczekałam grzecznie na swoją kolej na plastikowym foteliku i do stolika zaprosił mnie starszy pan, w wieku pewnie 60 lat, który dla większości tutejszych klientek z pewnością jest niezłym ciachem. Pan z nieukrywanym zdziwieniem dyskretnie sprawdził, czy przypadkiem nie przyprowadziłam ze sobą jakiejś babci niedosłyszącej i niedowidzącej, ale w końcu odpuścił sobie czekanie na wyimaginowaną staruszkę i zapytał:

- Słucham Panią?

Wow - myślę sobie... Jest nieźle - Pan ma ochotę mnie wysłuchać. No więc dumna ze swojej proaktywności zaczęłam lekko dowcipnie swoją przemyślaną nawijkę:

- Tak, dzień dobry. Jestem wprawdzie jeszcze młoda (relatywnie!), ale myślę perspektywicznie i chciałabym się zorientować, jak będzie wyglądała sprawa mojej emerytury za jakieś 20 lat. No, bo wie Pan, chciałabym wiedzieć co mnie czeka. (tu posłałam Panu łagodny uśmiech, dający znać, że wierzę, że nie będzie źle).

Cisza. Trzy sekundy super ciszy. Pan zbaraniał. Spojrzał z politowaniem (pierwsze spojrzenie z tej serii tego dnia) i zapytał z wyrzutem:

- Ale po co to Pani? Pani jest młoda! Tego nikt nie wie. A wiadomo co to będzie za ileś tam lat i kto będzie rządził? To się co roku zmienia i nie wiadomo, czy w ogóle za 20 lat to jakakolwiek emerytura będzie!

No to rzeczywiście bardzo pomocne informacje, ale wołałabym jakieś konkrety, więc wykładam na stół swoje karty - takie fajne druczki z ZUS-u, co to je raz na jakiś czas dostaję i za cholerę nie rozumiem. Nazywają się 'Informacja o stanie konta w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych uwzględniająca składki na fundusz emerytalny za lata xxxx-yyyy' . Ja je po prostu nazywam pozdrowieniami z ZUS-u i wrzucam do odpowiedniego segregatora w szafie. W sumie zastanawiam się, po co oni to wysyłają. Jak się tego nie rozumie, to się to wrzuca do segregatora z napisem ZUS, a jak się to już rozumie (niestety mój błogostan nieświadomości został brutalnie zburzony po tej wizycie) to człowieka szlag trafia na miejscu i ma się to ochotę wepchnąć w gardło temu co to wymyślił.

- No bo ja tu dostaję takie wydruki i za bardzo nie rozumiem o co tutaj chodzi, więc może by mi Pan był łaskawy to wyjaśnić...

- To nie w tym okienku. Tutaj się wnioski o emeryturę składa!

- No to w takim razie może mi Pan powie, gdzie mam się udać, żeby się dowiedzieć jaki jest stan mojego konta i ...

-To do pani Renaty z IV piętra.

No dobra, myślę sobie... widzę, że z kolesia więcej nie wycisnę, więc lecę na to IV piętro do pani Renaty.

Pani Renata za drzwiami mocno strzeżonymi przed klientami nie mogła wyjść ze zdziwienia, że ktoś ją odnalazł. Razem z dwoma innymi koleżankami zaaferowana była spożywaniem śniadania i porannej kawy. No, ale w końcu przyszłam w określonym celu i miałam misję do spełnienia, więc od nowa moją nawijkę o proaktywności i emeryturze i o uświadomieniu przedstawiam. Pani Renata, widzę, coraz bardziej wkurzona ale dzielnie wysłuchała.

- No ale po co to Pani? - to już słyszałam.

- Tego się nie da przewidzieć, za dużo zmiennych, które się ciągle zmieniają - to też jakby znajome...

W końcu odwróciłam kota ogonem i zapytałam w takim razie w czym ona mogłaby mi pomóc. Na to ona, że mi może wydrukować stan składek przekazanych do II filaru, czyli do OFE.

Myślę sobie - lepsze coś niż nic - wal kobieto, na pewno się przyda w moim procesie uświadamiania.
Pani Renata ochoczo wyciągnęła jakiś szary druczek dla mnie do wypełnienia w celu otrzymania informacji i już po kilku minutach drukowała się dla mnie kolejna szara tabelka. Hura!
W międzyczasie wysłuchałam ciekawego wywodu na temat idiotyzmu mojej misji i zostałam skierowana z powrotem na salę operacyjną w celu wydrukowania stanu konta I filaru, czyli składek na ubezpieczenie emerytalne.

Podstawowa wiedza z zakresu ZUS-u to znajomość tego co nam się de facto z automatu odkłada na naszą emeryturę.

A - są to składki na ubezpieczenia emerytalne - tzw. I filar

B - są to składki na otwarte fundusze emerytalne - tzw. OFE, czyli II filar.


Miałam już wydruk z punktu B - czyli OFE, więc zapragnęłam mieć podobny wydruk z punktu A.

Udałam się więc znowu na salę operacyjną gdzie obiwszy się o trzy stanowiska, w końcu dostałam stosik szarych tabelek i kolejną porcję litościwych spojrzeń. Ostatnia Pani była nawet miła, bo widząc moją pełną determinacji minę i brak rezultatów zrobiło jej się mnie żal. Powiedziała mi o wskaźniku wysokości podstawy wymiaru, który jest ustalany ustawowo i który mnie ciągnie w dół, sprawiając, że ZUS-owi nie podskoczę.

Wskaźnik wysokości podstawy wymiaru nie może być wyższy niż 250% kwoty przeciętnego wynagrodzenia ogłoszonej za dany rok kalendarzowy, co oznacza mniej więcej tyle, że nawet płacąc przez całe życie maksymalne składki na ZUS, nigdy ich nie odzyskam na swojej emeryturze, bo jest ustalony szklany sufit.

Maksymalna emerytura brutto obecnie wynosi 3000 PLN. Od tego trzeba odjąć 19% podatku i mamy na rękę około 2400 PLN z I filaru.
II filar to jeszcze większa niewiadoma, ale różnego rodzaju kalkulatory OFE pozwalają oszacować, że przy moich zarobkach emerytura z II filaru to będzie około 1400 PLN.

Czyli załóżmy, że zarabiamy nawet 200 000 rocznie przez 20 lat - dostaniemy około 3800 PLN na rękę (o ile w ogóle coś dostaniemy). Przy zarobkach kilkunastu tysięcy miesięcznie spadek na 3800 PLN musi boleć. Nasz standard życia pogorszy się znacznie. Ale to jest wariant najbardziej optymistyczny.

Są prognozy które mówią, że z powodu niskiego przyrostu naturalnego nasze emerytury z I filaru będą relatywnie 30-40% niższe niż obecne, ze względu na brak siły roboczej, która będzie wpłacała składki, gdy my będziemy w wieku emerytalnym.

Pomniejsz sobie w takim razie I filar o 40% i zostanie Ci na rękę 1200 PLN. Załóżmy, że II filar nie zbankrutuje przez jakiś kryzys światowy i mamy sumę 2800 PLN. Znowu - spadek z kilkunastu tysięcy miesięcznie do 2800 PLN - będzie bolało.

A teraz jeszcze raz podkreślę, gdybyś nie zauważyła - symulacja ta dotyczy sytuacji, kiedy zarabiasz kilkanaście tysięcy miesięcznie przez 20 lat, bez przerw na wychowywanie dzieci i te sprawy.

Czy nadal wierzysz w godne życie na emeryturze z ZUS-u?

Jeżeli masz wątpliwości to zachęcam do samodzielnego symulowania swojej świetlanej przyszłości na www.mojaemerytura.zus.pl oraz na www.money.pl gdzie znajdziecie kalkulator emerytalny OFE i ZUS w zakładce Emerytury.

Dla bardziej odpornych psychicznie polecam wizytę w swoim oddziale ZUS-u. Pytajcie o stan swojego konta, czyli o wysokość składek na ubezpieczenia emerytalne (I filar) i składek na otwarte fundusze emerytalne (II filar) oraz o poglądową informację o wysokości przyszłej emerytury z I filaru. Powodzenia.

Wnioski z tego terenowego wywiadu w ZUS-ie można streścić w kilku punktach.

1. Jeżeli nawet pracownicy ZUS-u nie wierzą w sukces tej instytucji, to doprawdy nie ma co się łudzić, że będziemy wesołymi staruszkami, pracując całe życie grzecznie na etacie i zarabiając - wydawałoby się - godziwe pieniądze.

2. Wszelkiego rodzaju informacje otrzymane z tej instytucji są tak niejasne, że trzeba naprawdę spędzić kilka godzin w Internecie i nad tymi papierami, żeby cokolwiek zrozumieć i nie zwariować. Odnoszę wrażenie, że ta dezinformacja jest celowa.

3. Dostępny kalkulator emerytalny na stronach ZUS-u jest mało przydatny dla ludzi młodych, bo nie można zasymulować prawdziwej przyszłości. Można jedynie ekstrapolować na przykładzie danych z rzekomej przeszłości to, co nas czeka w najbliższej przyszłości - udając, że mamy obecnie sześćdziesiąt parę lat i przeszłość dobrych zarobków. Kalkulator dostępny na www.money.pl wydaję się być bardziej optymistyczny, ale przepowiada przyszłość za x lat biorąc pod uwagę jakąś inflację, więc wyczarowana kwota może z początku cieszyć, ale później jak się uwzględni spadek wartości pieniądza to entuzjazm mija. Optymalne byłoby połączenie tych dwóch.

Jakiekolwiek symulowanie czegokolwiek w sumie mija się z celem, gdyż czynników jest wiele i są one regulowane przez rynek i aktualną władzę. Co komu strzeli do głowy za parę lat - nie wiemy. Myślę, że można z powodzeniem założyć, że będzie gorzej niż to co sobie zasymulujemy.

Myślę też, że w sumie można założyć, że dostaniemy z ZUS-u figę z makiem, czyli wielkie NIC. Nawet na waciki nie będzie.


Dlatego też, drogie Panie, trzeba zacząć myśleć o swojej prawdziwej emeryturze płynącej z aktywów, które całe życie budujemy, a nie ze składek, które płacimy i które rzekomo na nas pracują.

A co, jeżeli nie pracowałyście całe życie? No cóż... Idźcie się zapytać w ZUS-ie, na jaką emeryturę możecie liczyć. Bo jaką emeryturę będzie miał Wasz pracujący na etacie i dobrze zarabiający mąż to już sobie obliczyłyśmy.
I taka jest brutalna rzeczywistość.

$prytna Kobieta

W następnym odcinku:
„Opanowanie szoku, czyli co dalej? Jakie masz opcje poszokowe, kobieto? Oraz badanie status quo, czyli bolesne początki"

---

$prytna Kobieta dla http://www.nowamatkapolka.pl/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl


********************************************************8

Komunikacja w związku


Autorem artykułu jest Złote Myśli



Psychika kobiety i mężczyzny różnią się znacznie, stąd w każdym związku dochodzi do nieporozumień, konfliktów, zadrażnień. Komunikacja jest jedynym sposobem, aby utrzymać związek, zażyłość, uczucie pomiędzy dwiema osobami różniącymi się praktycznie wszystkim: płcią, wykształceniem, pochodzeniem, mentalnością, marzeniami.
Psychika kobiety i mężczyzny różnią się znacznie, stąd w każdym związku dochodzi do nieporozumień, konfliktów, zadrażnień. Komunikacja jest jedynym sposobem, aby utrzymać związek, zażyłość, uczucie pomiędzy dwiema osobami różniącymi się praktycznie wszystkim: płcią, wykształceniem, pochodzeniem, mentalnością, marzeniami. Chyba że trafiłeś na osobę bardzo podobną do siebie. Ja nie, ale nie jestem z tego powodu nieszczęśliwy!

W związku realizujemy swoje marzenia. Związek z drugą osobą to dla nas najważniejsza sprawa na świecie. W nim chcemy czuć się bezpiecznie, chcemy ufać partnerowi bezgranicznie. Bardzo silnie odczuwamy każde słowo wypowiedziane w celu zranienia nas. Reagujemy albo wycofaniem się, albo atakiem. A przecież słowa, które padają nie muszą nas ranić. A być może wypowiadający je nie miał intencji nas obrażać. Co się zatem stało? Ano, nie umiemy ze sobą rozmawiać.

Brak umiejętności przekazywania swoich uczuć jest widoczny już w fazie zalotów (kto używa jeszcze tego słowa?!). Nie potrafimy mówić o uczuciach, które żywimy do wybranki czy wybranka. Nie wszystko oczywiście trzeba powiedzieć, ale wyobraź sobie osobę, która stosuje metodę tzw. "końskich zalotów". Toporny dowcip, słowa nie na miejscu mogą być odebrane nie jako przejaw sympatii, a jako atak. Bez słów wyjaśnienia się nie obędzie.

A umiejętności przekazywania swoich stanów emocjonalnych u młodzieży szukać ze świecą. U starszych zresztą też, więc jak mają nauczyć tego swoje dzieci?
Z drugiej strony istnieją osoby, które nie lubią bezpośredniego prosto w twarz komunikowania: kocham Cię. Z uwagi na doświadczenia rodzinne, jak i swoje własne, nie wierzą w tak oznajmione uczucie. Należy więc być ostrożnym i dobierać słowa do osób, nigdy odwrotnie.

Według V. Albisetti, aby być konstruktywną, komunikacja w małżeństwie:

nie może oskarżać,
nie może wyśmiewać,
nie może dominować,
nie może żywić urazy,
nie może być drobiazgowa, powtarzać się.

Trudne? A czy ja twierdziłem, że będzie łatwo?!
Co więcej: cały czas musisz być gotowy do zmiany swojego stanowiska, musisz być otwarty na to, co mówi ukochana osoba. To też jest element miłości, prowadzący do trwałego związku. A każdy o takim marzy...

Bardzo często, mnie się to też zdarza, wchodzimy w rolę ofiary swojego partnera. Dajemy do zrozumienia, że nas ogranicza, jest gorszy w swoim uczuciu do nas, nie daje tyle, ile my. Gierki słowne uprawiane na co dzień mają na celu zdominowanie partnera, podporządkowanie go nam. Manipulujemy osobą, którą kochamy. A gdy odkryjemy, że to samo czyni partner, jesteśmy oburzeni!

Bezpieczeństwo w związku, ważniejsze dla kobiet niż mężczyzn, buduje się również poprzez rozmowę. Czujemy się zranieni, gdy ktoś wyśmiewa to, co mówimy. Tracimy grunt pod nogami, gdy nie możemy szczerze powiedzieć partnerowi, co myślimy i czujemy. Często nie jest to zła wola drugiej osoby, a jedynie prowadzenie konwersacji byle jak, nie myśląc, co i jak mówimy, w końcu nie wsłuchując się, co tak naprawdę się do nas mówi!

Przeanalizuj sobie jakąś trudną rozmowę z tego tygodnia. Zapamiętałeś wszystko to, co powiedziałeś? A to, co powiedział partner? Wszystko? Czy w trakcie rozmowy upewniałeś się, że zrozumiałeś, co się do Ciebie mówi? A może warto wrócić do tej rozmowy, zastosować podane tu zasady i porozmawiać świadomie? Gwarantuję, że rozmowa nadal będzie trudna, ale efekty będą pozytywne. Nie grożą Ci już „ciche dni”...

A co robić, jak się już zdarzą? Poczekaj aż partner ochłonie z emocji wynikających z kłótni i spróbuj porozmawiać o tym, jak rozmawiacie, jak się komunikujecie. Przyjdzie czas na rozmowę o konkretnych problemach. Część z nich pojawia się tylko z powodu braku umiejętności rozmawiania. A może uciekacie w ciszę właśnie z tego powodu, może ciszą chcecie coś ukryć? Na przykład to, że miłość wygasła... Spróbujcie rozpalić ją na nowo. Dobra rozmowa to skuteczny afrodyzjak!

Panowie, pamiętajcie: do serca kobiety trafia się przez ucho! I czasami przez portfel :)

Panie, pamiętajcie: dużo nie znaczy dobrze! Czasami można powiedzieć mniej, a przekazać więcej.
A co z wszystkimi nieudanymi rozmowami, które przekształciły się w kłótnie? Wyciągnij z nich wnioski, a wszelkie urazy zapomnij. Czasami pamięć to przekleństwo. A chcesz przecież się rozwijać jako człowiek, mąż, ojciec. Chcesz być lepszym człowiekiem! Idź do przodu, pamiętaj co dobre, a spotka Cię ze strony najbliższych wiele pozytywnych niespodzianek! A co z tak zwanymi pamiętliwymi ludźmi? No cóż, jeśli w rozmowach skupiają się tylko i wyłącznie na tym, kto i jak bardzo ich zranił, to wymagają pomocy specjalisty.

Mów prosto, wyrażaj siebie, mów o uczuciach. Bądź szczery. W ostateczności, jeśli już nie możecie rozmawiać, piszcie do siebie listy. Pamiętaj jednak, że jest to rozwiązanie chwilowe! Nic nie zastąpi dobrej, satysfakcjonującej obie strony rozmowy. Nawet seks!

Nie życzę Ci, aby w związku doszło do sytuacji, kiedy nie możecie ze sobą rozmawiać. To dowodzi rozkładu związku, braku uczuć, nawet chęci do szukania porozumienia. A może oznacza to tylko wyczerpanie się formuły Waszego porozumiewania się. Oznaczać to może, że związek można uratować, pod warunkiem, że nauczycie się ze sobą rozmawiać. Jedną z dróg prowadzących do takiej trudnej sytuacji jest komunikowanie się, w którym zdrowe formy wraz z upływem czasu zastępowane są przez pretensje, kłótnie, oskarżanie się. Od czasu do czasu kłótnia to normalna rzecz i jest potrzebna, aby wyrzucić z siebie wszystko co nas boli, aby wyjaśnić nieporozumienia. Jednak porozumiewanie się tylko za pomocą krzyku i inwektyw wymaga wkroczenia specjalisty – psychologa, terapeuty rodzinnego.

Niektórzy twierdzą, że kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa. Inni mówią, że kobiety i mężczyźni to dwa różne światy. I mają rację. Tak nas Bóg skonstruował, że różnimy się nie tylko budową ciała, ale również psychiki i duszy. I należy się z tego bardzo cieszyć.

Coś jednak przeszkadza w osiągnięciu pełni szczęścia. Otóż trzeba te różnice zaakceptować. I tu leży pies pogrzebany. Nie potrafimy tego robić, co prowadzi do nawarstwiania się problemów i nierzadko do rozstań lub permanentnej i wyniszczającej obie strony związku walki. Mówienie o tym, że kobiety i mężczyźni się różnią, to truizm i banał, stwierdzisz. Zgadzam się, ale zadaję pytanie: dlaczego w takim razie tyle nieporozumień w naszych małżeństwach? Skąd tyle braku wrażliwości i zrozumienia? Skąd tyle bólu? Między innymi z powodu nie brania tej prawdy pod uwagę. Co to ma wspólnego z komunikowaniem się? Otóż całe niezrozumienie znajduje swój wyraz i swoje ujście w rozmowach, jakie toczą ze sobą kobiety i mężczyźni.

Postawy wynikające z biologii i z wychowania typowe dla płci przejawiają się również w werbalnym komunikowaniu się kobiet i mężczyzn ze sobą. Kobiety nastawione są na:

współpracę,
tworzenie więzi,
wsparcie,
utrzymywanie bliskości,
wyrażanie emocji.
Mężczyźni zaś nastawieni są na:
rywalizację,
rozwiązywanie problemów,
działanie,
utrzymywanie dystansu,
walkę,
zgrywanie twardzieli :)

Z postaw tych wynikają dwa odmienne style komunikowania się. W treściach wypowiedzi i w ich charakterze odbijają się jak w lustrze te dwie odmienne postawy życiowe.

Musisz zrozumieć i uznać, że odmienne nie znaczy gorsze. Oba style są równoprawne, tak samo dobre. Wynikają po prostu z rozwoju człowieka jako gatunku i z rozwoju osobniczego. Zaakceptowanie tego to połowa sukcesu. Druga połowa to wdrożenie w życie szacunku dla tej odmienności i komunikowanie się z płcią przeciwną z uwzględnieniem tej odmienności. Unikniesz stresu, kłótni, być może rozpadu związku tylko i aż z tego powodu, że przestanie Wam się wydawać, że nie potraficie się dogadać.

To nieprawda, będziecie umieli, jak zechcecie.
Odpowiedz sobie na następujące pytania, a już będziesz wiedziała lub wiedział jak postępować.

Dla niej:
Czy masz pretensje do męża, że tak rzadko się odzywa w domu?
Czy masz pretensje do męża, że wprawdzie nie odzywa się w domu, ale za to u znajomych lub u swojej matki mówi i to dużo?
Czy denerwuje Cię, że tak trudno uzyskać od niego informacje o czym myśli, co czuje, czy nawet co go boli?

Dla niego:
Czy denerwuje Cię, że żona mówi tak dużo?
Czy uważasz, że mówi nie tylko dużo, ale również o rzeczach, które wydają Ci się błahe?
Czy irytujesz się, gdy Ty podsuwasz jej rozwiązanie problemu, a ona wyrzuca Ci, że nie tego oczekiwała?

Istnieją logiczne odpowiedzi, dlaczego tak się dzieje, oparte na obserwacji kobiet i mężczyzn.

Badania socjologów, psychologów, lingwistów wyjaśniają fenomen tak rzadkiego, w większości przypadków, odzywania się mężczyzn w domu do najbliższych, a mówienia dużo poza domem. Jak wspominałem mężczyźni lubią rozwiązywać problemy, udowadniać swoją kompetencję i skuteczność. Interesuje ich działanie, konkretne czynności i wydarzenia. Mniejsze znaczenie mają dla nich uczucia, emocje, a już w ogóle mówienie o nich. Również mówienie o tym, co się myśli, facetów po prostu boli. Tak zostali wychowani, inne postawy wydają im się niegodne wizerunku twardego mężczyzny. Stąd ci z panów, którzy jednak posiadają te umiejętności, są określani jako lalkowaci, mięczaki i jeszcze gorzej.

Mężczyźni nie lubią również opowiadać o szczegółach swego życia. Wydają im się one nieważne, szczególnie w porównaniu z misją zbawiania świat, jaką uprawiają...
Taka jest nasza konstrukcja psychiczna i raczej, Drogie Panie, nie walczcie z tym. Trzeba się pogodzić i umieć wykorzystać. Chcąc zachęcić męża do rozmowy, buduj rozmowę w ten sposób, aby stawiać mu jakieś wyzwania. Odwołuj się do jego poczucia odpowiedzialności, kompetencji i obowiązku ochraniania rodziny. Zapewniam, że z milczka przekształci się w takich sytuacjach w, nie bójmy się tego słowa, gadułę. Takiego, jakim potrafi być poza domem: u przyjaciół, u jego mamy...

Nie irytujcie się, Drogie Panie! Tam po prostu Wasi ukochani mężowie mają okazję "popisać się", tzn. objawić światu swoją znajomość uprawy pomidorów czy wiedzę na temat powiązań znanych polityków z poszczególnymi think tankami. To podnosi ich prestiż, wzmacnia poczucie własnej wartości. Pognębiają w ten sposób przeciwników, czyli innych facetów, i pną się coraz wyżej i wyżej... Kieruj rozmowami w domu tak, aby dać swojemu tygryskowi możliwość wykazania się.
Jednocześnie nie przestawaj być sobą.

Poobserwuj kobiety i mężczyzn, i porównaj jak reagują, jak zachowują się w trakcie rozmawiania. Zauważysz, że faceci niby rozmawiają, ale wygląda to tak, jakby zupełnie nie byli zainteresowani ani rozmową, ani rozmówcą. Wzrok myli. Po prostu mężczyźni inaczej reagują w czasie słuchania. Dają mniej komunikatów świadczących o aktywnym słuchaniu i nie są one tak wyraźnie zauważalne, jak u kobiet. Tak jest i nic na to nie poradzisz, chociaż po przeczytaniu tego ebooka nie będziesz już taka bezradna. Możesz za to nauczyć się odczytywać znaki świadczące, że Twój misiu w ogóle jeszcze żyje:) i od czasu do czasu zadawać pytania pobudzające go do potwierdzenia, że odebrał komunikat.

Kobiety są sobą, gdy mogą się podzielić z innymi tym, co uważają za ważne. Dla kobiet najważniejsze są właśnie najbliższe osoby, rodzina, ludzie, którzy mają wpływ nie na klimat na świecie, a na klimat w ich domu. Uczucia, samopoczucie, emocje, więzi rodzinne – to zaprząta głowę Twojej żony. Kobiety żyją dla konkretnych ludzi, tych obok niej. Takie po prostu są. Liczy się dla nich każda myśl, każdy szczegół z życia. To jest przyczyna ich, jak oceniają to mężczyźni, gadulstwa. Nie możesz nawet myśleć, że kobiety robią to z czystej złośliwości lub nie mają nic innego do roboty. To jest ich świat, życie i w ten sposób funkcjonują. Zrozum to i traktuj tak, jak powinieneś: jako inny, nie gorszy (!), sposób komunikowania się.

Masz okazję zobaczyć przemianę Waszych pyskówek i złośliwości w prawdziwą rozmowę, która łączy, a nie dzieli. Zainteresuj się tym, co mówi Twoja towarzyszka życia. Zapytaj o to, co myśli na temat przemiany Waszej ukochanej córuni w nastoletnią pannę. To są fascynujące procesy i dlatego każdy szczegół, o którym mówi żona jest ważny, zdarzy się tylko raz.

A tak na marginesie:

1.Szczegóły w wychowywaniu dzieci to duży problem!
2.Zwracaj uwagę na szczegóły zachowania się i wyglądu Twojej żony. To podnosi temperaturę związku i może mieć przyjemne konsekwencje... Tylko musisz o tym mówić. Żonie! A nie tylko kolegom w pracy (chociaż wiadomo: każdy lubi się pochwalić swoją seksowną żoną :)

Mówienie komplementów to u niejednego pana pięta achillesowa. Żony często wypominają mężom, że uwag chwalących ich zachowanie czy po prostu wygląd, jest zbyt mało. Różne są tego przyczyny: niezauważanie takiej potrzeby, nieumiejętność sformułowania komplementu. Jest jeszcze coś, co daje się zauważyć również i u kobiet. Otóż, aby prawić komplementy trzeba umieć również je przyjmować. Osoba niepewna siebie, z małym poczuciem własnej wartości, pozytywne uwagi na swój temat traktuje jak kłamstwo, chęć przypodobania się, zakłada, że nie są szczere. Naucz się słuchać komplementów, dziękować za nie jak za podanie cukru przy stole, a łatwiej Ci będzie wyrażać je w stosunku do innych.

Pamiętaj, że kiedy żona mówi na przykład o kłopotach w pracy, niekoniecznie potrzebuje Twoich rad i rozwiązania problemów łącznie z Twoim telefonem do jej szefa..! Jest osobą dorosłą, kompetentną w tym co robi i jeśli nie prosi o rady, nie dawaj ich. Prawdopodobnie oczekuje wsparcia, wyrażonego w czasie rozmowy. Wspieraj ją słowami, kiedy tylko się da. Zauważysz, że już nie denerwuje się, bo nie próbujesz narzucać się z rozwiązywaniem jej problemów.

A! Przytulenie również nie zaszkodzi :)

Jednym z czynników podtrzymujących uczucie między dwojgiem ludzi jest rozmowa. Dialog zaś wymaga uznania w drugiej osobie indywidualnej osobowości, mającej swoje prawa, osoby takiej samej jak my, równej nam, nie gorszej. Te gorzkie słowa kieruję głównie do mężczyzn, którzy z faktu innej konstrukcji psychicznej kobiety i tego, że po prostu różni się ona od mężczyzn wykuli teorię "kobieta jest kimś gorszym od faceta". I jeśli nawet nie mówią tego głośno, ich postępowanie dostarcza na to dowodów. Zastanówmy się, jak traktowane są kobiety, z jakim lekceważeniem, ironią, opryskliwością, chamstwem. Nie wspominam już o konsekwencjach takiej postawy w postaci fizycznego znęcania się...

"Żabciu!"
"Koteczku!"
"Myszko!"
"Prosiaczku!"
"Frędzelku!"

Z pewnością każdy z Was używa w stosunku do partnera różnych zdrobnień, niekoniecznie takich, jak przytoczone powyżej. W każdym związku wykształcają się pewne charakterystyczne tylko dla tej pary zwroty, wyrażenia, określenia. Jest to tak zwana mowa intymna. Z pewności również Ty jej używasz w sytuacjach prywatnych, kiedy nikt Was nie słyszy. Nie dotyczy ona, pomimo swojej nazwy, tylko i wyłącznie sfery intymnej. Z pewnością ubarwia rozmowy, pozwala nam inaczej, ciekawiej, mniej sztampowo wyrazić nasze uczucia. Upraszcza także porozumiewanie się, kiedy używamy skrótów myślowych znanych tylko małżeństwu lub tylko danej rodzinie. Pamiętaj jednak, że nie wszyscy ludzie lubią tego typu zwroty i nie muszą sobie życzyć, żebyś będąc w miejscu publicznym zwracał się do żony per:
"Moja Ty świnko!".

Musisz również uważać stosując w obecności innych mowę intymną w postaci skrótów myślowych. Może wtedy dojść do nieporozumień o przykrych konsekwencjach. Nikt bowiem nie wie, że zwrot:
"Ty tłuścioszku!"
oznacza dla Was komplement, a:
"Zlikwiduj broń biologiczną"
to prośba o wyniesienie śmieci :)

Kolejne zagadnienie, jakie chcę poruszyć w tym rozdziale, można by nazwać "To dlaczego nie powiedziałaś?!"

Zazwyczaj problem ten występuje w takiej oto konfiguracji: kobieta wyrzuca mężczyźnie, że znowu nie domyślił się czegoś dla niej bardzo oczywistego. Choć oczywiście może się zdarzyć, że to kobieta jest niezbyt domyślna, ale częściej zdarza się odwrotnie.

Otóż mężczyźni, ku rozpaczy kobiet, są tak skonstruowani, że bardzo często nie domyślają się, jakie są potrzeby ich małżonek. Żony co jakiś czas zbierają się na odwagę i wyrzucają nam, że znowu nie pamiętaliśmy, nie domyśliliśmy się, czego oczekiwała. Szczególnie dotyczy to sfery seksu, ale również zwykłych codziennych spraw. I chociaż powtarza się ten sam scenariusz bardzo często, faceci nieodmiennie odpowiadają pytaniem:
"Dlaczego mi tego nie powiedziałaś?!"

I tak zamyka się zaklęty krąg wzajemnych pretensji.
Drogie Panie, bądźcie mądrzejsze! Po prostu mówcie nam o rzeczach dla Was oczywistych. To złudzenie, że jeśli Was kochamy, to będziemy się domyślać, jakie macie potrzeby, czego od nas oczekujecie. To naprawdę nie jest nasza złośliwość. Tylko w swoim imieniu mogę zadeklarować, że będę się starał! Reszta panów po tych słowach też już wie, co ma robić.

Tik tak, tik tak...

Średnia długość życia kobiet i mężczyzn znacznie się różni. Kobiety z różnych względów żyją dłużej. Ale nie o tym chciałem. Mamy jedno życie, którego nie warto marnować. Nie warto więc czekać z powiedzeniem ani komplementu, ani zakomunikowaniem, że poczuliśmy się zranieni.

Magiczna chwila, w której znowu widzisz małżonkę jakby miała 19 lat, może się już nie przydarzyć. Powiedz o tym. Zdumiewające zachowanie Twojego męża, który wreszcie zachował się jak gentleman, może się nie powtórzyć. Pochwal go. Dzięki Waszym słowom jest szansa na replay :)

A co z mówieniem o tym, co nas boli? Tym bardziej nie ma na co czekać. Chyba że chcesz ochłonąć i poczekać, aż będziesz zdolny powiedzieć to, a nie wykrzyczeć. Pochwalam. Słowa i zachowania współmałżonka, które nas ranią, a których sobie nie wyjaśnicie, zostają w Was i kiedyś mogą być przyczyną jeszcze gorszego wybuchu złości czy nienawiści. Rozmawiajcie szczerze o wszystkim, a nie będziecie mieć żadnych ran, które można rozdrapywać przy okazji jakiejś sprzeczki. Wygadywanie komuś błędów, które zdarzyły się dwa lata temu, świadczy o braku szczerości. Jesteś szczery? To może o Twoim skrupulanctwie? Nie jesteś drobiazgowy. Hm. W takim razie nie posiadasz umiejętności przekazywania swoich myśli. Masz okazję to zmienić. Skoro wiesz, że ukrywanie przez długi czas uwag to błąd, to idź i nie grzesz więcej!

Trochę pedagogiki

Pedagogika to nauka o wychowaniu. Z tej dziedziny nauki pochodzi zalecenie, że jeśli już musimy oceniać i krytykować, to oceniajmy i krytykujmy konkretne zachowania, a nie całą osobę. Teza ta ma również zastosowanie w postępowaniu z ludźmi dorosłymi, a nie tylko dziećmi. Panie i panowie lubią "się przejechać" po drugiej połówce. Trudno to zmienić, ale nie rezygnuj. Jednak jeśli już naprawdę język Cię świerzbi, nie mów rzeczy w stylu:
"Jesteś marnym kierowcą, jak każda baba",
bo to nieprawda. Zwróć uwagę żonie na konkretny błąd w prowadzeniu samochodu. Podobnie panie, które lubią mówić:
"Jesteś leniem jak wszyscy faceci"
nie mają racji. Powiedz mężowi:
"Nie podoba mi się, że szesnasty raz proszę cię o wytrzepanie tego dywanu".

Odnoszę czasami wrażenie, że mężczyźni każde zdanie wypowiedziane przez kobietę, a dłuższe niż pięć słów uważają za gadulstwo. Z kolei kobiety mają do nich pretensje, jeśli o ważnej sprawie mężczyźni wypowiadają się w konwencji agentów CIA :)

Dla kobiet oznacza to brak zainteresowania problemem, a w najgorszym razie lekceważenie zarówno problemu, jak i ich samych. Odbiór rozmowy dwojga ludzi na ten sam temat, gdy kobieta mówi kilka zdań, a facet ledwie wymamrocze jedno, również zależy od płci. Kobiety oceniają lepiej kobietę ("widać autentyczne zainteresowanie problemem", "ona chce przezwyciężyć trudności", "on się tym nie zainteresował, to przykre") a mężczyźni skrytykują kobietę i chwalą mężczyznę.

Stop! To nie tak.

A teraz o uwagę proszę wszystkie Panie. Od dzisiaj nie będziecie miały powodów do narzekania na własnych mężów. Zdradzę Wam cudowną receptę na usprawnienie faceta!

Oczywiście przesadzam, ale nie dużo. Wiele kobiet skarży mi się, że o cokolwiek nie proszą swoich mężów, ci i tak zapominają o wszystkim albo przekręcają prośby i polecenia. Zamiast kupić fasolę, kupują groch. Zamiast przyprowadzić dziecko z przedszkola, wyprowadzają psa na spacer :) Pytają mnie o radę, co można z tym zrobić. Jak sprawić, żeby do faceta docierały ich prośby i żeby je spełniali. Zalecam oczywiście rozmowę na ten temat, choć wiem, że nie skutkuje na dłużej. A lekarstwo jest tanie: jeśli konkretne i wprost wyrażane prośby nie skutkują, zapisz mu wszystko na kartce. Tego potrzebują skrajne przypadki (takie jak ja...). Wręcz mu kartkę w odpowiednim momencie, poinformuj, po co to robisz, zwróć uwagę, że bez jego pomocy nic się nie uda i... odetchnij z ulgą. W większości przypadków działa. Na mnie tak, choć niekoniecznie przyspiesza to moje działania.

Myślę, że dobrym pomysłem jest wypracowanie w związku własnych zasad komunikowania się. Tak zwane "docieranie się" może przecież obejmować również ustalenia co do sposobów prowadzenia rozmów, porozumiewania się w ważnych sprawach, tego co Was denerwuje w stylu komunikowania się partnera, a co lubicie. Oszczędzicie sobie stresu, czasu, który przecież można wykorzystać na przyjemności. W miarę możliwości starajcie się wypracowywać zasady świadomie. Metoda prób i błędów jest kosztowna emocjonalnie i może prowadzić na komunikacyjne manowce.

Wiesz już, że mężczyźni nie lubią mówić o emocjach, stąd moja prośba: nie zmuszaj swojego lubego do tego (O! Rym! Częstochowski, ale zawsze :) Podaruj mu trochę luksusu i niech to on decyduje, kiedy chce o tym rozmawiać. W sytuacji podbramkowej, kiedy nie doczekasz się takiej rozmowy, powiedz mu, że jest to dla Ciebie ważne, zapytaj, czy jednak nie mógłby tego zrobić dla Ciebie. Powinno wystarczyć.

A jaki jest ostateczny cel porozumiewania się w związku? Tylko przekazywanie konkretnych informacji? Nie.

Rozmowa służąca tylko po to, by jakoś zorganizować życie w domu? Z pewnością nie.

Na to pytanie prawdopodobnie szybciej odpowiedzą jednak kobiety. Dla nich jest raczej oczywiste, że celem porozumiewania się z partnerem jest wsparcie drugiej osoby, zrozumienie, podtrzymanie na duchu, poczucie tych emocji, które przeżywa mąż czy żona (czyli empatia). Na tym buduje się intymny związek. Jest to jedna z cech odróżniających go od związków z innymi ludźmi, z którymi nie wchodzimy w aż tak intymne relacje.


Przemysław Pisula
Artykuł pochodzi z ebooka "Klucz do skutecznej komunikacji"

---

Łukasz Peta
Artykuł jest fragmentem ebooka "Forum dyskusyjne - przewodnik od A do Z"

Internetowe Wydawnictwo "Złote Myśli" www.zlotemysli.pl (Informacja dla Partnerów ZM: artykuł może być kopiowany, a wszystkie linki można zamieniać na linki Partnerskie!)


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl


*****************************************************************

Czy świadomie wybieramy partnera?

Autorem artykułu jest Anna Grabka



Czym się kierujemy wybierając partnera? Co sprawia, że jedni ludzie wzbudzają nasze większe zainteresowanie, innych w ogóle nie bierzemy pod uwagę jako życiowego partnera?
Czy jest jakaś teoria, która tłumaczyłaby, dlaczego w jednej osobie się zakochujemy, a inna niejako z góry “odpada”?

Jest – nawet kilka naukowych opinii na ten temat.


1. Teoria biologiczna.

Zgodnie z tą teorią, wybieramy partnera, który zwiększałby szansę przetrwania gatunku.

I tak, mężczyzna wybiera kobietę, która jest: ładna, młoda, ma gładką skórę, lśniące włosy, czerwone usta, różowe policzki i błyszczące oczy.

Natomiast kobieta będzie szukała mężczyzny, który będzie umiał zgromadzić dobra materialne (pożywienie, pieniądze). Wybierze mężczyznę, który będzie w jakimś sensie górował nad pozostałymi.

Teoria ta nie bierze jednak pod uwagę innych ważnych aspektów naszego życia.

Trochę degraduje naszą rolę do biologicznego przetrwania, prawda? :-)

Myślę, że dobrze uzupełnia ją tzw. teoria wymiany.


2. Teoria wymiany (zwana także teorią równości)

Wybieramy partnerów równych sobie.

Jeśli kobieta lub mężczyzna mają pewne braki, wynikające z teorii biologicznej (np. w urodzie, czy w statusie społecznym) – będziemy szukać przyszłego partnera z cechami, które zrównoważą te braki. I tak, jeśli kobieta nie do końca podoba się mężczyźnie pod względem fizycznym, ale np. ma duże poczucie humoru, jest ciepła i sympatyczna – może zostać wybrana na życiową partnerkę, pomimo “niedomagań” w wyglądzie zewnętrznym.

Tak samo mężczyzna – jeśli nie będzie „rekinem biznesu”, ale za to będzie uprzejmy, inteligentny, miły – wypełni tymi cechami lukę w statusie społecznym i może być zaakceptowany przez partnerkę.


3. Teoria persony.

Mówi, że w wyborze partnera ważne jest, jak druga osoba zwiększa nasze własne poczucie wartości. Jeśli przy danej osobie czujemy się wartościowi, bardziej docenieni, lepsi – bardzo prawdopodobne, że wybierzemy kogoś takiego na życiowego partnera.

Myślę, że trzy powyższe teorie dość dobrze się uzupełniają.

Jednak istnieje jeszcze inny pogląd na problem dobierania się partnerów. Przeczytaj o IMAGO!


4. Imago.

Opiera się na budowie i funkcjonowaniu mózgu. Aby lepiej zrozumieć na czym polega - omówię najpierw krótko budowę mózgu, jaką zaprezentował Paul D. McLean. Podzielił on mózg na 3 koncentryczne warstwy:

1) pień mózgu (tzw. stary mózg)

Jest to warstwa mózgu ewolucyjnie najstarsza (występuje już u gadów). Odpowiada za reprodukcję, instynkt samozachowawczy, krążenie krwi, oddychanie, skurcze mięśni w odpowiedzi na bodźce zewnętrzne.

2) układ limbiczny - jego funkcją jest generowanie intensywnych emocji.

3) kora mózgowa – najbardziej rozwinięta część mózgu człowieka. (tzw. nowy mózg)

Jest to świadoma część mózgu. Odpowiada za myślenie, reagowanie, nasze obserwacje, plany, przewidywania, pomysły, porządkowanie informacji, analizowanie różnych sytuacji.

Główne zadanie starego mózgu (naszej nieświadomości) to zapewnienie nam przetrwania. Jest on niemal cały czas w gotowości i “troszczy się” o nasze bezpieczeństwo.

Jednak informacje o zewnętrznym świecie czerpie on z obrazów, myśli i symboli wytworzonych przez nowy (świadomy) umysł. Dzieła więc zupełnie inaczej niż nowy mózg, który bezpośrednio styka się ze światem zewnętrznym.

Żeby zobrazować różnicę w funkcjonowaniu obu części mózgu posłużę się przykładem.

Spotykając ciocię Elę, kuzyna Adama i wujka Janka - nasz nowy mózg bez trudu ich rozpozna. Natomiast stary mózg odpowiadając głównie za bezpieczeństwo i reprodukcję określi jedynie, czy dana osoba jest kimś:

- o kogo trzeba się troszczyć,
- kto może troszczyć się o nas,
- z kim można uprawiać seks,
- od kogo trzeba uciekać,
- komu trzeba się poddać,
- kogo trzeba zaatakować.

Nie zajmuje się więc odróżnieniem matki od ciotki, kuzyna od sąsiada. Tym już zajmuje się świadomy (nowy) mózg.

Jeszcze jedną ważną cechą nieświadomego umysłu jest brak poczucia czasu. Teraźniejszość i przeszłość zlewają się. W zasadzie dla starego mózgu istnieje tylko teraźniejszość.

Mając taki mini szkic obrazujący różnicę w funkcjonowaniu starego i nowego mózgu - spróbujmy teraz określić, jaki to ma wpływ na wybór partnera.

Nasz stary mózg nie odróżnia przeszłości od teraźniejszości i ma jedynie mgliste pojęcie o świecie zewnętrznym. A jednocześnie odpowiada głównie za bezpieczeństwo i reprodukcję.

***

Gdy więc wybieramy partnera (zakochujemy się) - w dużej mierze nasz stary mózg ODTWARZA OTOCZENIE Z DZIECIŃSTWA! (czego raczej nie jesteśmy świadomi przy zakochaniu).

Okazuje się, że poszukujemy osoby, której dominujące cechy charakteru są podobne do cech osób, które nas wychowały. To, co spotkało nas w dzieciństwie - jest znane staremu mózgowi, a w związku z tym, że dla niego nie istnieje przeszłość – traktuje nasze dzieciństwo jak matrycę, do której się odwołuje.

Czyli niejako pomylił naszego partnera z rodzicem :-)

I nie zrobił nam tego na złość ;-)

Kierował się potrzebą uleczenia krzywd i urazów, jakie doznaliśmy w dzieciństwie!

Jako dorośli i świadomi ludzie - mamy możliwość wspólnie z partnerem wynagrodzić sobie niedobory z dzieciństwa.

Mówiąc o urazach i krzywdach nie mam na myśli jakichś ciężkich, traumatycznych przeżyć. Raczej chodzi mi głównie o urazy, jakie nas spotkały w związku z tzw. uspołecznieniem (np. może byłeś chłopcem, któremu wmawiano, że chłopcy nie płaczą; albo dziewczynką, której mówiono, że grzeczne dziewczynki nie mogą się złościć). To wszystko ma wpływ na nasze późniejsze wybory.

Teoria Imago w dużej mierze tłumaczy, dlaczego spośród wielu ludzi, których spotykamy – wybieramy naprawdę niewielu. Zdawać by się mogło, że mamy bardzo wyrafinowany gust. Nie zakochujemy się przecież w przypadkowych osobach...

Czy rzeczywiście nasz nieświadomy umysł dokonuje wyboru partnera?


---

Anna Grabka
www.relacje.net
Trwałe i szczęśliwe związki przyjaźni i miłości!


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl


**************************************************************

'Bądź Wolna Finansowo odc. 2 - Od czego zacząć i po co w ogóle zaczynać?' by $prytna Kobieta

Autorem artykułu jest $prytna Kobieta



Fajnie, fajnie, ale co ja niby mam zrobić, aby stać się finansowo niezależna i co to właściwie oznacza?" Pytanie 'po co być niezależnym finansowo?' jest tak samo głupim pytaniem jak pytanie: 'po co oddychać?'. Jeżeli jeszcze się nad tym zastanawiasz, to znajdujesz się w światowej czołówce naiwnych kobiet, które same siebie oszukują.

SprytnaKobieta2Pierwszym krokiem do niezależności finansowej jest uświadomienie sobie, gdzie w danej chwili jesteśmy (czyli jakie są nasze źródła przychodu) i dostarczenie sobie brakującej wiedzy na temat budowania niezależności finansowej. Kolejnym krokiem jest rozpoczęcie działania (tak, tak - samo się nie zbuduje!) we właściwym kierunku, ale o tym będzie już w następnych odcinkach.

Krok 1. Określ swój typ :)

Odwrotnością wolności finansowej, częściej praktykowaną w naszym społeczeństwie, jest niestety 'Niewola Finansowa'.
Wśród polskich kobiet znajdziemy prawdziwy wachlarz odmian Niewoli Finansowej, występujący w dwóch kategoriach. Właściwie w trzech.

Kategoria 'Zniewolenie Przez Najbliższe Otoczenie':

Typ 1. Świadome poddaństwo patriarchalne w imię górnolotnie brzmiących frazesów, czyli bogini ogniska domowego, matka i żona idealna. Stworzona do pichcenia, rodzenia, wychowywania, pielęgnowania i na starość do opieki nad wnukami oraz nad swym umierającym mężem. Biegła w przynajmniej 18 zawodach: od sprzątaczki, po kucharkę, pielęgniarkę, przedszkolankę, psychologa i budowlańca. Na zewnątrz uśmiechnięta, w środku ruina psychiczna i fizyczna. Po 20 latach tyrania na 18 etatach najchętniej uciekłaby z młodym kochankiem gdzie pieprz rośnie.

Typ 2. Pseudopartnerskie poddaństwo patriarchalne, czyli kobieta przedsiębiorcza, która całe życie pracuje na sukces swojego męża, jednocześnie zajmując się domem, dziećmi i mężem. Podsuwa mu pomysły, prowadzi w jego firmie księgowość i przy okazji sekretariat skrzyżowany z działem rozwoju produktu. Oczywiście tylko tak dla rozrywki, pomiędzy obowiązkami domowymi, bo w końcu nie jest zatrudniona na żadnym etacie, żeby nie trzeba było płacić ZUS-u.

Typ 3. Świadoma prostytucja z elementami domatorstwa, czyli kobieta wyglądająca, zachwycająca i pachnąca, nieskalana zarabianiem pieniędzy nigdy. Jednocześnie na tyle inteligentna, że w fazie swojego 'prime time' zaobrączkowała swoją dojną krowę i wydaje jej się, że jest bezpieczna. Zajmuje się shoppingiem oraz testowaniem kosmetyków odmładzających i ujędrniających. Czasami zrobi jakiś obiad, ale generalnie woli, żeby Misiu, Rysiu, czy John wziął ją na miasto do knajpy przetestować nowe szpilki od Gucci'ego w warunkach polowych, (bo już wie, że w sypialni prezentują się świetnie). Uwielbia się kochać rano, wieczór i w południe, bo w końcu jest do tego stworzona, niekoniecznie z Właścicielem Drugiej Obrączki (w skrócie WDO).

Kategoria 'Zniewolenie Korporacyjne'

Typ 4. Nieświadome poddaństwo feudalne z elementami masochizmu, czyli kobieta młoda, gniewna i ambitna, lekko niebezpieczna, bo naiwna. Wierzy w głębszy sens organizacji społecznej, jaką jest firma, która zapewni jej świetlaną przyszłość i karierę po grób. Zatrudnienie w firmie uważa za swój największy sukces życiowy. Z uwielbieniem spogląda na swoich szefów i ich fajne służbowe fury oraz inne interesujące gadżety. Świata poza firmą nie widzi, najchętniej spałaby pod biurkiem, byleby ktoś ją zauważył i wysłał w jakąś zagraniczną delegację. Faceta na stałe nie posiada, bo by ją rozpraszał w domu, gdy siedzi nad projektem dla szefa.

Typ 5. Świadome poddaństwo feudalne, czyli wyedukowana wzorowa mrówka pracownica, tak zwany pracownik idealny. Nie doje, nie dośpi, ale zrobi co trzeba i jeszcze raporcik trzaśnie dla szefa kolorowy, żeby nawet idiota zrozumiał. Szczęśliwa, że ma ciekawą i wyzywającą pracę w świetnej firmie dającej możliwości rozwoju, z których nie bardzo wie, jak skorzystać przez co najmniej 20 lat. Szefa traktuje z szacunkiem i wyrozumiałością a współpracowników jako wartościowe zasoby firmy. Życie rodzinne jakoś godzi z pracą i ma takiego męża, że nawet się nie wkurza, jak pracę do domu przynosi na weekend.

Typ 6. Świadome kombinatorstwo agresywne, czyli suka biurowa, która zrobi wszystko dla podwyżki i awansu. Wszyscy są potencjalnymi dawcami pomysłów, które dzięki odpowiedniej manipulacji faktami mogą posłużyć do szybkiej promocji lub wypłaty premii. Firma jest na tyle dobra, na ile da się wydoić. Jak przestanie zaspokajać rosnące suki potrzeby, to trzeba zmienić firmę. W drodze do awansu nie przebiera w środkach - powszechne jest spanie z wpływowymi przełożonymi w pracy i późniejsze wykorzystywanie zażyłości. Na kolegów na swoim szczeblu nawet nie spojrzy, bo po co.

Typ 7. Świadome kombinatorstwo pasywne, czyli kobieta znająca swoją wartość i niesprzedająca się tanio. Robi, co do niej należy, ale bez przemęczania się, bo życie się na firmie nie kończy. Ma swoje pasje, którym próbuje się oddawać w czasie pracy, jak nikt nie patrzy. Szefa traktuje jak zło konieczne i najchętniej nie chce odpowiadać za nikogo prócz siebie, czyli sama szefem dla innych być nie chce. Firmę traktuje jako miejsce do spędzania w miarę mile czasu i gdy przestaje być miło zmienia ją bez większego sentymentu.

Jakby nie patrzeć wszystkie te typy - choć bardzo różne - mają jedną istotną część wspólną: brak czasu na to, co się tak naprawdę chce w życiu robić. A życie jest tylko jedno.

Szara Strefa

Są oczywiście kobiety, które i owszem, przeczytały powyższe z ironicznym uśmiechem na twarzy i automatycznie utwierdziły się w przekonaniu, że to nie o nich mowa.

Jest tu typ kobiety równouprawnionej, wykształconej, świadomej swojej wartości, która uważa, że jej to nie dotyczy, ponieważ w małżeństwie wszystko jest wspólne, a szczególnie dotyczy to przychodu jej prywatnego męża i wszystkiego, co za ten przychód można nabyć. Poza tym ona się z pewnością realizuje w roli żony i matki i rozwija. Ma już doktorat z crème brûlée i robi drugi fakultet ze zwijania sushi. Dzieci zapisane są do równie rozwojowych kółek zainteresowań, na które nasza postępowa mama zawozi je wypasioną bryką.

Drugi typ kobiety w szarej strefie to kobieta w domu ciężko pracująca, która uważa, że pieniądze męża należą jej się jak psu buda, bo jasno określiła ze swoim mężem zakres obowiązków i tyle. Jasne jest jak słońce, że on pracuje w świecie zewnętrznym, ona w świecie rodzinnym. Jakby mąż zaczął podskakiwać lub zwiększać jej zakres obowiązków, to już ona potrafi sobie z tym świetnie poradzić, choćby eskalując problem do organów nadrzędnych jakimi są 'teściowa' lub 'mamusia', które pacyfikują potencjalne konflikty.

Świetnie, fajnie, praca jak każda, tylko trzeba sobie realnie zdać sprawę z tego, że:

crème brûlée to bardziej kaloryczny, zapiekany budyń;makowce z ryżu można się nauczyć skręcać w godzinę; pracownika na etacie domowym można wymienić na lepszego;teściowa i mamusia mają ograniczony do świata rodzinnego zakres działania;


...a Twój przychód nadal płynie ze źródła zewnętrznego, na które nie masz żadnego wpływu.

Możemy żyć w błogiej nieświadomości, aż do momentu, kiedy nasz generator przychodu (czyli mąż) straci dobrze płatną pracę, życie lub zainteresowanie naszą osobą. Lub, kiedy Ty stracisz zainteresowanie jego osobą i wspólnym z nim życiem. Świadoma swej wartości kobieta powinna zadać chociaż pytanie na temat rodzaju przychodu swojego męża i określić ryzyka z tym związane. Bo 'jak bieda drzwiami zagląda to miłość kominem ulata'.

Wizja w zderzeniu z rzeczywistością

Podobno do wszystkiego, co się robi w życiu, trzeba mieć wizję upragnionego wyniku końcowego. Inaczej rzecz ujmując trzeba wiedzieć, dokąd zmierzamy, żeby móc wyjść z domu i skręcić we właściwą drogę. Oczywiście czasami się gubimy, ale wiedząc gdzie mamy dojść, przynajmniej wiemy, że się zgubiliśmy. I możemy skorygować kurs. Brak wizji oznacza permanentne błądzenie, co może być dosyć frustrujące.
Zaczynając pisać o niezależności finansowej nakreśliłam sobie w punktach dokładny plan tego jak to ma wyglądać i od razu powiem, żeby była jasność - lekko nie będzie. Trzeba będzie zadać sobie kilka niewygodnych pytań i zarejestrować niewygodne odpowiedzi. Trzeba będzie przyznać się do kilku niezbyt chwalebnych zachowań i realnie ocenić swoje szanse w przyszłości. Trzeba będzie wypisać swoje ograniczające przekonania i z nimi zawalczyć. Dlatego też poniższa wizja ma być czymś w rodzaju deski ratunkowej, światełkiem w tunelu, pokrzepieniem serca, ciastkiem czekoladowym we wkurzający dzień. Innymi słowy, gdy ogarną Was drogie Panie wątpliwości po prostu wrócicie do tego odcinka i z nowymi siłami stawicie czoła rzeczywistości.

Czy w dzisiejszym skomercjalizowanym i wycenionym świecie wolność finansowa nie oznacza wolności po prostu? Czy kiedykolwiek zastanawiałaś się jakby to było gdybyś niczego nie musiała? A każde Twoje działanie w każdej minucie zgodne było z Twoją wolą?

Wyobraź sobie, że otwierasz oczy w przepełnionej słońcem sypialni. Jest ciepły, słoneczny dzień. Z lekko uchylonego okna przez koronkowe firanki wieje pachnące lasem powietrze zachęcając do wyjścia. Patrzysz na zegarek - jest 9 rano. Przed Tobą jest cały długi dzień, który możesz wykorzystać totalnie dowolnie. Od Ciebie zależy, co to będzie. Założymy więc, że wstajesz z lóżka i udajesz się do łazienki. Myjesz zęby i wskakujesz na wagę - stwierdzasz z rosnącą satysfakcją, że masz pół kilo mniej. Ubierasz się w ciuszki do biegania, w których wyglądasz rewelacyjnie i wychodzisz przez swój cudowny, zadbany ogród do lasu pobiegać (witając się uprzejmie ze swoim dobrze zbudowanym i jednocześnie pracowitym ogrodnikiem). Biega się wprost wspaniale. Masz świetną kondycję, więc się nie męczysz. Pląsasz delikatnie po leśnych ścieżkach obserwując dziką przyrodę (tu jeż, tu sarenka, a tam dzięcioł stuka). Po godzince wracasz do swojego ślicznego domu, który z pomocą profesjonalnego architekta zaprojektowałaś, i bierzesz szybki prysznic w wykładanej włoskim marmurem łazience. Następnie w miękkim białym szlafroku udajesz się do słonecznej kuchni, gdzie Twoja gosposia przygotowała już dla Ciebie lekką owocową sałatkę i gorącego, pełnoziarnistego tosta. Sama parzysz sobie kawę w swoim wypasionym ekspresie do kawy, żeby była dokładnie taka jak lubisz - mocna, aromatyczna, z delikatną mleczną pianką. Gdy wszystko jest gotowe, zasiadasz do śniadania na tarasie i z przyjemnością, bez pośpiechu się nim cieszysz. Do śniadanka przeglądasz sobie jakąś ciekawą prasę, gdzie znowu napisali o Twojej firmie w samych superlatywach i zamieścili Twoje zdjęcie, na którym wyjątkowo dobrze wyszłaś. O 11-tej spotykasz się ze swoją osobistą, bardzo kompetentną asystentką, która przedstawia Ci rewelacyjne wyniki finansowe Twoich inwestycji i biznesów i omawiacie plan dnia. Masz dzisiaj jedno spotkanie biznesowe na temat nowej linii produktów przed lanczem (w zasadzie nie musisz tam być, bo Twoja wykwalifikowana kadra sobie świetnie poradzi, ale lubisz patrzeć jak Twoje świetne pomysły są wdrażane w życie - sprawia to wiele radości). Później jesz lancz ze swoją przyjaciółką od serca. Po lanczu drugie spotkanie biznesowe z zarządem Twojej firmy, żeby im przypomnieć, kto tu rządzi przed jutrzejszym wyjazdem na trzy tygodnie na Seszele i od 16-tej prywatne, indywidualne lekcje tańca przez 2 godziny. Wieczorem masz randkę, wiec Twoja stylistka wybrała dla Ciebie przepiękną sukienkę, która podkreśla Twoje jędrne, pozbawione cellulitu pośladki. Jeszcze tylko fryzjer i wizażystka - i jesteś gotowa na wielkie wyjście. Razem ze swoim wymarzonym facetem idziecie na otwarcie nowej wystawy w galerii i później do trendy restauracji na kolację. Po kolacji krótki, romantyczny spacer i wracacie do Twojego domu, gdzie... (wstaw dalej sama, już wiesz, o co chodzi).

Uaaaa, trochę mnie poniosło, przyznaje. Te sarenki, dobrze zbudowani ogrodnicy i na pewno przystojny jak jasna cholera instruktor tanga. No i pewnie zaraz pojawi się problem, bo z wizji została wycięta opieka nad dzieckiem, za to został maksymalny egoizm. Nic na to nie poradzę, że akurat do tego opisu nie pasowało mi wybieranie kupy, spomiędzy szczebelków kojca, którą moje obudzone o 5:30 rano dziecko się wymazało w akcie kreatywności. Jeżeli już, to w moim opisie to intrygujące zajęcie byłoby zlecone do wykonania wykwalifikowanej niani, która traktuje kupę mojego dziecka jak kupę własnego. Jakby na to nie patrzeć, wybieranie kupy spomiędzy czegokolwiek nie jest zajęciem rozwijającym. W każdym razie nie dla mnie. Więc ciach!

Pytanie 'po co być niezależnym finansowo?' jest tak samo głupim pytaniem jak pytanie: 'po co oddychać?'. Jeżeli jeszcze się nad tym zastanawiasz, to znajdujesz się w światowej czołówce naiwnych kobiet, które same siebie oszukują.

Jeżeli należysz do kategorii 'Zniewolonych Przez Najbliższe Otoczenie' i naprawdę jeszcze nie rozumiesz, po co być niezależną finansowo, to spójrz na poniższy scenariusz.

Mam znajomą, która powinna dostać Oscara za przekonującą grę aktorską każdego dnia. Nie tylko jej facet jest kretynem, ale jeszcze gburem i arogantem nadającym się do izolacji społecznej. Jakim cudem z tak przydatnymi w biznesie cechami przynosi do domu pieniądze - naprawdę nie wiem. Ona z 6 - miesięcznym dzieckiem w domu musi mieć posprzątane i ugotowane na przyjście Pana. Dodatkowo musi świetnie wyglądać i radośnie zajmować go rozmową po ciężkim dniu pracy, aby potwierdzić jak bardzo jest z nim szczęśliwa. Fakt, że skończyła prawo i ucząc się w przerwie między swymi radosnymi obowiązkami domowymi zdała na aplikację adwokacką, pozostał jakby niezauważony. Za to ostatnio usłyszała, że go już nie podnieca, bo przytyła po ciąży i nie można ją złapać za wystające kości biodrowe od tyłu tak jak kiedyś. Jak myślicie, dlaczego ta zdolna, pracowita dziewczyna pozostaje w takim układzie? Znacie takie kobiety?

Po co być niezależną finansowo? Między innymi po to, żeby nie musieć niczego udawać przed swoim Sponsorem, lub jeśli wolisz bardziej neutralne określenie: Inwestorem.

Mam na myśli udawanie, że wszystko jest w porządku, gdy nie jest. Udawanie, że jesteśmy bardzo szczęśliwe i spełnione przy takim super mężczyźnie, jakim jest nasz partner, czyli przy skrzyżowaniu Chucka Norrisa z Bradem Pittem i Rockeffelerem - kiedy nie jesteśmy.

Przeczuwam nadchodzące kolejne oburzenie - ale jakim Sponsorem czy Inwestorem! Drogie Panie, nie bójmy się nazwać rzeczy po imieniu. Ktoś, kto płaci za Wasze waciki, za Wasze kaprysy mniejsze lub większe, lub za rzeczy podstawowe, jak zakupy spożywcze, przedszkole Waszych dzieci i wspólne wakacje, z punktu widzenia finansowego jest Waszym Sponsorem lub Inwestorem. Można go też nazwać Pracodawcą. Istoty sprawy to nie zmienia.

Lubisz wspierać swojego mężczyznę, gotować mu jego ulubione dania, przynosić kapcie i podbudowywać jego ego, gdy mu tego potrzeba? Świetnie! Pod warunkiem, że takie właśnie wspieranie swojego mężczyzny jest zgodne z Twoją wolą i dla Ciebie satysfakcjonujące, że robisz to z własnej inicjatywy i z przyjemnością, a nie z lęku, co się stanie, jeżeli przestaniesz to robić.

Czasy się zmieniły. Równie skutecznie lub skuteczniej można wspierać swojego mężczyznę, gdy się nie zależy od jego pieniędzy. I wtedy to jest związek PARTNERSKI. W takim związku, w każdej minucie jego trwania, jesteś dlatego, że chcesz, a nie dlatego, że nie masz innego wyjścia. W takim związku nie musisz się z nikim kochać nie mając na to ochoty i kropka. I to jest tak zwany 'bottom line', czyli sedno sprawy obrane z konwenansów.

No dobrze, a jak się ma do tego Szara Strefa i Zniewolenie Korporacyjne? Ano, tak samo. Wbrew pozorom sedno sprowadza się do tego samego. Do wolności robienia w życiu tego, na co masz ochotę i spędzenia tego życia w miejscach i z ludźmi, którzy są tego warci. Jest to naprawdę, naprawdę warta rozważenia alternatywa do ryzkownego lifestyle'u zwanego popularnie „niesieniem swojego krzyża".

Co mam w takim razie zrobić?

Dla niektórych kobiet z pierwszej kategorii (Zniewolonych przez Najbliższe Otoczenie), pierwszym krokiem do wolności finansowej jest uwolnienie się z niewoli finansowej po prostu poprzez pójście do pracy i zaczęcie zarabiania swoich pieniędzy, które będą wpływały na własne, lub ewentualnie wspólnie konto. Jest to duży krok i czasem trudno się na niego odważyć, ale nie można przed tym uciekać. Nie jesteśmy niezastąpione w domu. Są panie do pomocy w sprzątaniu, którym się płaci za godziny, są nianie i przedszkola. Oczywiście decyzja o pozostaniu z dzieckiem w domu przez określony czas jest bardzo indywidualna, ale zastanówmy się, do którego roku życia można używać takiej wymówki ukrywając swoje lęki? No, chyba nie do 18-tego? Więc gdy już jesteśmy mentalnie gotowe do rozpoczęcia pracy, to im wcześniej się za to zabierzemy tym lepiej. (Istnieje też droga na skróty z pierwszej kategorii do wolności finansowej, o której będę pisała w późniejszych odcinkach).

Dla kobiet Zniewolonych Korporacyjnie wolność finansowa będzie oznaczała pożegnanie się z etatem i przejściem z przychodu aktywnego na przychód pasywny. Łatwo powiedzieć - trudniej zrobić.

Co to jest przychód aktywny?
Jest to przychód z pensji za wykonywaną pracę najemną, czyli pracę dla kogoś. Jak sama nazwa wskazuje, musimy aktywnie, czyli osobiście się na niego narobić i poświęcać swój drogocenny czas w zamian za z góry ustaloną pensję, czyli stawkę godzinową. Jak dobrze z taczką biegamy to może zostanie to ocenione i dostaniemy od czasu do czasu niewielką podwyżkę, zupełnie niewspółmierną do wartości dodanej, która dla firmy wypracowałyśmy w danym czasie. Problem z przychodem aktywnym jest taki, że niestety doba ma 24 godziny a stawka godzinowa ma swoje maksimum. Dobrze jest znać swoje ograniczenia, wiec jakby nie patrzeć najwyższej klasy specjaliści konsultanci pobierają za godzinę pracy około 2000 PLN. Niby źle nie jest, ale przy takim podejściu nigdy nie będziesz milionerką i kropka.

Kolejnym krokiem w wolności finansowej jest stworzenie przychodu pasywnego. Jest to taki przychód, który płynie na Twoje konto bez względu na to, czy codziennie poświęcasz na niego swój czas czy nie, bo jest generowany z aktywów, które posiadasz i które pracują na Ciebie. Przychód pasywny to różnego rodzaju odsetki i dywidendy, przychody z inwestycji w nieruchomości (najmu lub dzierżawy), przychody z inwestycji w przedsięwzięcia i własne biznesy, przychody z tantiemów, udzielonych licencji, praw autorskich i praw patentowych. Przychód pasywny nie wymaga od nas świadczenia pracy, ale musimy sprawdzać i weryfikować rentowność naszych aktywów na bieżąco.

Istnieje jeszcze przychód z portfela inwestycyjnego, otrzymywany z aktywów, którymi są papiery wartościowe takie jak akcje, obligacje i certyfikaty inwestycyjne, ale według mnie zarządzanie takim portfelem wymaga stanowczo za dużo naszego czasu (i bardzo dużej wiedzy i informacji bieżących), żeby był rentowny i pozwolił osiągnąć prawdziwą wolność finansową.

Niezależność finansowa to właśnie stan, w którym osiągamy przychody pasywne z własnych aktywów i możemy swój cenny czas i energię poświęcać na to, co nam się żywnie podoba. Może być na opiekę nad dzieckiem czy mężem, jeżeli taka jest nasza wola :).

Aby stać się finansowo niezależną musisz zacząć tworzyć wartość dodaną, czyli budować aktywa, które będą generowały dla Ciebie przychód pasywny - proste! I uwierz mi, każda kobieta posiada naturalną zdolność do generowania wartości dodanej. Jeżeli masz wątpliwości, to popatrz na swoje dziecko...


$prytna Kobieta

W następnym odcinku:
„Przepowiednia przyszłości, czyli wróżka z ZUS'u"

---

$prytna Kobieta dla http://www.nowamatkapolka.pl/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl


********************************************************

'Bądź Wolna Finansowo odc.1 - Zarąbiście Istotne Pytanie' by $prytna Kobieta

Autorem artykułu jest $prytna Kobieta



Tym odcinkiem rozpoczynamy cykl artykułów „Bądź Wolna Finansowo" - o tym, jak i dlaczego zostać kobietą niezależną finansowo. Autorką cyklu jest $prytna Kobieta. Kim jest, przeczytacie poniżej.

SprytnaKobieta1Kim jestem? To podstawowe, ale bardzo dobre pytanie.


Jestem kobietą. Matką, żoną, właścicielką firmy i organizatorem różnych przedsięwzięć...

Jestem kobietą niezależną - finansowo, mentalnie, psychicznie i w każdym innym wymiarze. Always was, always will.

Jestem kobietą sprytną :) I nie podoba mi się Twój tok myślenia...

No i po co mi to? Kolejne dobre pytanie...

Bo żal mi mało sprytnych kobiet. A takich jest niestety bardzo dużo. Jeżeli chociaż jedna kobieta dzięki mnie zejdzie z drogi donikąd (czyli do nędzy, ubezwłasnowolnienia, upokorzenia) to znaczy, że siedzenie po nocach i pisanie nie poszło na marne.

Brakuje mądrych, kreatywnych, pewnych siebie i zadowolonych z życia kobiet ! A... I nie jestem feministką, żeby było jasne.

A dlaczego zaczęłam pisać na ten temat? Bo któregoś pięknego dnia stało się dla mnie oczywiste, że żyję w dziwnym świecie. A było to tak....

Normalny dzień w pracy - maile, telefony, kawa, rozmowy o głupotach i wyjście na lancz. Razem z kolegami z pracy (tak się składa, że pracuje głównie z mężczyznami) wyskoczyliśmy na naleśniki. Jak zwykle rozmowy na różne tematy i nie wiem kto sprowadził rozmowę na ten tor... ale wmurowało mnie. Konto osobiste!!!

Konto osobiste. Taka normalna rzecz, prawda. Każdy je ma (no prawie) i każdy z niego korzysta. Wydawało mi się, że większość ludzi po ślubie, przynajmniej ci nie posiadający rozdzielności majątkowej posiadają wspólne konto, aby zarządzać 'gospodarstwem domowym' - jak to się ładnie mówi. Generalnie zarządzać, to dużo powiedziane.

W większości przypadków trzeba po prostu pilnować, żeby nie wjechać wspólnie w debet i żeby konto było regularnie zasilane.

No i tutaj moje zdziwienie nie miało granic, gdy dowiedziałam się, ze moi wykształceni i inteligentni koledzy, posiadający wykształcone i inteligentne żony posiadają i owszem wspólne konto ze swoimi partnerkami... ale... nie jest to ich konto główne, jedyne i te na które wpływają ich przychody. Konto 'wspólne' to elektroniczna wersja 'kieszonkowego' przydzielanego w transzach na rozliczenia domowe.

Moje zdziwienie zaczęło się pogłębiać, gdy zapytawszy o powód takiego potraktowania 'wspólnego majątku' otrzymałam następujące odpowiedzi : 'bo nie ufam mojej żonie', 'bo moje pieniądze to są moje pieniądze', 'bo każdy facet musi mieć swoje pieniądze'. (!!!)

To ostatnie szczególnie mnie rozwaliło na części pierwsze i z nieukrywanym oburzeniem rzuciłam się do obrony kobiet. W małżeństwie - jak w firmie - trzeba wiedzieć jak przepływają środki finansowe, żeby wspólnie zarządzać przyszłością - w perspektywie tygodnia, miesiąca, roku i życia. Żadna firma nie przetrwałaby sytuacji, gdzie jeden ze wspólników 'kręci sobie na boku swoje lody' i drugiemu wydziela kieszonkowe. To dlaczego małżeństwo miałoby coś takiego przetrwać?

Być może niektóre z Was nie widzą w 'kieszonkowym' niczego złego. Jako dziecko dostawałyście od tatusia na lody, teraz dostajecie od męża na buty, kosmetyki i ciuchy. Im większe kwoty, tym lepiej. (Znam piękne i inteligentne dziewczyny, dla których 'shopping' zaczyna się od 20 000 dolarów na sesję. Wszystko poniżej tej kwoty nie godne jest przyznania się koleżankom, że facet wziął je na zakupy). Przecież oni was kochają, przecież wychowujecie ich dzieci, przecież to jest oczywiste, że faceci utrzymują kobiety... Here's some news for you ladies - DO CZASU, kochane, do czasu!!!

Oto kilka powodów dla których nie jest oczywiste to, że Wasze kieszonkowe będzie płynęło szerokim, nieprzerwanym strumieniem:

1. Rozwody - rozejrzyj się - ilu Twoich znajomych jest już po rozwodzie. Ilu znajomych Twoich rodziców jest po rozwodzie? Jak myślisz co się dzieje z Twoim 'kieszonkowym' po rozwodzie?

2. Wypadki śmiertelne - to, że Twoje 'kieszonkowe' wpadnie pod autobus lub zginie w wypadku samochodowym lub umrze na zawał na koleżance z pracy jest dosyć prawdopodobne.

3. Długowieczność kobiet - statystyki są przeciwko nam - kobiety żyją dłużej i tyle. I nie jest to opływanie w luksusach i shoppingi za 20 tysięcy dolarów, a raczej emeryturka skromniutka, o ile w ogóle jakaś będzie.

4. Pojawienie się innych priorytetów w postaci 'Nowego Modelu' na boku, który również będzie pobierał 'kieszonkowe'. W większości przypadków odbędzie się to kosztem Twojego 'kieszonkowego' at least. A jeżeli 'NM' wykaże się większą kreatywnością popartą jeszcze niższą samooceną to skończy się to dla Ciebie sytuacją z punktu 1.

Drążąc dalej temat konta osobistego moich kolegów dowiedziałam się, że przychody owych wykształconych, inteligentnych i pracujących partnerek wpływają w całości na owe 'wspólne konto osobiste'. Hmmm... I tutaj mnie znowu lekko zamurowało. Jak Kali ukraść krowę komuś to dobrze, ale jak ktoś Kalemu ukraść krowę to źle??? Szanowne Panie - rada dla Was - jak macie faceta z kontem na boku, to same sobie otwórzcie konto na boku, chociażby dla samego podkreślenia niezręczności takiej sytuacji. Chociażby było na nim 20 złotych dla zasady.

Ja się pytam - o co chodzi?

No i mam teraz misję do spełnienia, cholera jasna...

Wykształcone, inteligentne i pracujące kobiety - co Wy robicie dla swojej niezależności finansowej?

Proste pytanie - Jaka jest prosta odpowiedź?

Znajomy znajomego notorycznie zdradza swoją żonę. Facet nie razi estetycznie, jest inteligentny i ma niezły bajer - więc nie jest mu szczególnie trudno. Raz na jakiś czas jest afera, bo żona się o tym dowiaduje, są w ruchu papiery rozwodowe i melodramat rodem z serialu brazylijskiego.

Kiedyś zapytałam go, dlaczego żona mu wybacza i sprawy wracają do 'normy'. W odpowiedzi usłyszałam 'bo mnie kocha'. Postawiłam się przez chwilę w sytuacji jego żony.... I zadałam mu Jedno, Zarąbiście Istotne Pytanie (JZIP): 'czy gdyby Twoja żona miała na swoim koncie 2 mln $ to czy nadal by z Tobą była?'. Po minie kolegi widać było, że raczej nie...

Drugie Zarąbiście Istotne Pytanie (DZIP) dla każdej kobiety - czy gdybyś miała 2 mln $ debetu na wspólnym koncie z winy (pomysłów inwestycyjnych) swojego partnera, to czy nadal byś z nim była?

W życiu chodzi o to, żeby właśnie mieć na swoim koncie te symboliczne 2 mln $ i chcieć być z tym facetem, u boku którego się budzisz. Mogę Ci powiedzieć jak sprawić, żeby mieć te 2 mln $. Z drugą częścią zadania musisz jednak poradzić sobie sama :)

Matka Polka Masakryczna - obciążenie genetyczne PRL-u

Krew mnie zalewa, kiedy widzę kolejną reklamę mniej lub bardziej unowocześnionej Matki Polki. Standardowo powinni pokazywać MP z dwoma siatami wijącymi się u stóp i gromadką dzieci czekających na obiad z 'torebki' typu 'Pomysł na... chemicznego kurczaka z ryżem'.

Zawsze śliczna, zawsze uśmiechnięta, ze ślicznym mężem 'Manuelem' lub innym Zdzichem bardziej rodowitym. Na dopalaczach, na tabletkach z chromem, na molekułach ujędrniających i w zawsze trzymającej się fryzurze, no matter jaka pogoda - śnieg, grad czy huragan.

Potem w reklamowym świecie jest długo, długo nic i pojawia się jakaś bajkowa babcia Malina rodem z Biovitala, oczywiście z bajkowym dziadkiem, panem Antonim, który to jedzie albo na Apapie albo na jakimś innym Ketonalu.

Moje pytanie jest takie - co się dzieje pomiędzy tymi dwoma wspaniałymi okresami życia i jakim cudem z punktu A (robiąc tego kurczaka chemicznego z torebki) można spokojnie przejść do etapu złotej jesieni (po drodze nie schodząc śmiertelnie na raka żołądka) i cieszyć się w dostatku tym co pozostało?

Otóż prawda jest taka, że nie wiadomo jak tego dokonać, bo nikt w reklamach nie mówi, nikt w szkołach nie uczy, nikt w towarzystwie się nie chwali... a z domu to już na pewno się tego nie wyniosło bo dla PRL-owego pokolenia naszych rodziców Matka Polka była zawsze pierwsza po Matce Boskiej i innego wzorca nie było.

Matka Polka oprócz zmieniającej się aparycji posiada jedną mega irytującą cechę - a mianowicie ślepą wiarę w nieomylność inwestycyjną swojego męża i jego finansowe improwizacje.

Niestety czeka nas wysyp rozczarowanych życiem Matek Polek na emeryturze, bynajmniej nie takiej, jak w reklamach. Aż się boję.

Będąc w punkcie A zaplanuj swoją przyszłość finansową.... Niedługo dam Ci parę wskazówek praktycznych jak to zrobić...

$prytna Kobieta

P.S. W tym miejscu przeproszę za angielskie wstawki tych bardziej wrażliwych i broniących polskiego języka. Myślę częściowo po angielsku, to i piszę. I nie będę z tego rezygnować. Moje teksty - moje wstawki. Nie chcesz, to nie czytaj :)

---

$prytna Kobieta dla http://www.nowamatkapolka.pl/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl



*********************************************************************


Recepta na udany związek cz.2 - podział obowiązków

Autorem artykułu jest Piotr Pogodziński



Co robić Drogi Mężczyzno, aby Twój związek był szczęśliwy ??? Tak Drodzy Panowie! Nie leżymy na kanapie po przyjściu z pracy, nie czytamy gazetki i nie trzymamy nóg na ławie, bez względu na to, czy Wasza Żona pracuje zawodowo czy też nie.

W moim związku oboje pracujemy codziennie po osiem godzin i nie wyobrażam sobie aby Moja Żonka sama miała prowadzić „gospodarstwo domowe”. Czy próbowaliście sobie przeliczyć, ile godzin zajmuje Kobiecie prowadzenie domu? Mojej Żonie zajmowałoby to kolejne 8 godzin: czyli zakupy, zajmowanie się dwójką dzieci w wieku 6 i 3 lata, pranie, sprzątanie, gotowanie, kąpanie i usypianie dzieci a na koniec doprowadzenie swojego ciała do porządku przed snem. I tak każdego dnia !!! Czy po 16-tu godzinach takiej pracy na dwóch etatach (praca + dom) Twoja Kobieta ma jeszcze zająć się Tobą około 23-24-ej w nocy? NIE LICZ NA TO !!! WTEDY NAWET MA PRAWO BOLEĆ JĄ GŁOWA !!!

Podział obowiązków domowych jest konieczny w każdym zdrowym małżeństwie. Co prawda jeśli tego podziału nie było od początku, to po 10-20 latach małżeństwa żadna Kobieta nie może liczyć na niespodziewaną zmianę swojego partnera w tym względzie, gdyż Mąż stwierdzi że stała się zrzędliwa i szuka dziury w całym. Jednak uważam, że sprawa podziału obowiązków to jedna z nierzadkich przyczyn awantur domowych i warto poświęcić temu dzisiejszy post. W moim związku sprawa poruszanego tematu ma się następująco: Żona wstaje pierwsza do pracy, gdyż dłużej potrzebuje dostępu do „łazienki” jak każda kobieta. Ja wstaję po Jej wyjściu i pierwszą moją czynnością jest zaścielenie naszego przytulnego łóżeczka. W tym czasie kiedy ja korzystam z wolnej już łazienki, Ona szykuje śniadanko i kanapki do pracy. Ja z kolei robię kawkę i mleczko dla Dzieciaczków i w ten oto sposób po kilkunastu minutach spotykamy się przy stole na pierwszym wspólnym posiłku. Wychodzimy do pracy …Po powrocie z pracy i obiadku, Żona idzie na zakupy, gdyż przy dwójce dzieci ciągle czegoś brakuje w lodówce – a ja w tym czasie zmywam naczynia po obiedzie i zajmuję się naszymi Skarbami. Po powrocie Żony to ja rozpakowuje torby a Jej każę usiąść i odpocząć podając Jej coś do picia. Jeśli nie mamy żadnego wyjazdu dzielimy się dziećmi i każde z nas poświęca czas któremuś z dzieci. Ja ze starszym synkiem często gramy w warcaby lub domino, gramy również na instrumentach klawiszowych w tym czasie Żona z trzyletnią córką szaleją w dziewczęce zabawy. Kiedy przychodzi czas na kolację, znów następuje podział: Mama robi kanapki, tata pilnuje i pomaga dzieciom je skonsumować (aby nie dopuścić do późniejszego zbierania kanapek z podłogi. Czas wieczorny to przygotowanie jakiegoś obiadku na kolejny dzień przez Żonkę a z mojej strony przygotowanie łóżek dziecięcych do spania i kąpiel dzieciaczków. W zależności od życzenia dzieci jedno z nas czyta im bajki lub rozmawia o wrażeniach w ciągu dnia.

Dzięki takiej organizacji i podziałowi obowiązków mamy z Żoną dla siebie codziennie o 1-2 godzinki dłuższy wieczór i moja Małżonka za przeproszeniem nie „pada na ryj”. Prawdą jest, że ode mnie to wymaga większego wysiłku i braku czasu na telewizję czy wylegiwanie się na kanapie ale Panowie : coś za coś … Moją Żonę głowa nigdy nie boli a poza tym nadmiar TV to naprawdę strata czasu – ale to moje zdanie …

Zapraszam na kolejny artykuł ...

---

PORADNIK DLA FACETÓW


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl



*********************************************************************

Rola męża, mężczyzny w małżeństwie, związku - czyli jak być szczęśliwym ... oczami mężczyzny cz.1

Autorem artykułu jest Piotr Pogodziński



Jestem szczęśliwym mężem i ojcem, ale od prawie 10 lat pracuję nad tym ... Jak to osiągnąłem ? Zapraszam do lekturki
Witam wszystkich zainteresowanych tematyką bloga. Na wstępie pragnę uprzedzić czytelników, iż nie zamierzam nikomu udzielać żadnych rad jako mąż a tym bardziej kogokolwiek pouczać- jest to temat rzeka i każdy ma swój pogląd. Dlatego proszę przy ewentualnych komentarzach brać to pod uwagę.
Moim zamiarem jest podzielić się z Tobą Drogi Czytelniku sposobami, nad którymi pracuję od prawie 10 lat aby czuć się szczęśliwym i kochanym mężem.

A teraz do rzeczy :-)

Zastanówmy się przez chwilę: ile razy w ciągu dnia mijamy się z naszą "drugą połówką" krzątającą się po wszystkich pomieszczeniach naszego mieszkania? Pewnie kilkadziesiąt razy. I co? No właśnie i nic. A wystarczy na chwilę zatrzymać naszą Żonkę w przejściu i przytulić ją "na sekund sześć" :-). To Jej daje poczucie bezpieczeństwa, że jest Ktoś, kto ją kocha i czuwa nad Jej Osobą. Kiedy oglądacie razem film, przytulasz Żonkę? Pozwalasz Jej wesprzeć się na swojej piersi? Zrób to, w ten sposób okazujesz Jej jeszcze bardziej swoją bliskość. Pamiętaj o jednym : BLISKOŚĆ dla Kobiety to nie tylko seks. Czasami są dni kiedy wystarcza Jej w zupełności Twoja obecność w domu.

Takich sposobów na codzienną bliskość jest wiele: ustne podziękowanie za dobry obiadek + pocałunek w policzek, to daje żonie poczucie, że dobrze gotuje, a do tego mobilizuje Ją do kolejnej kulinarnej niespodzianki dla Ciebie Mężu. Kolejnym przykładem okazywania takowej bliskości może być zwykła błahostka typu serduszko wycięte z ręcznika papierowego który na pewno jest w każdej kuchni. Kiedy Żona rano wstaje wchodzi do kuchni i widzi na stole serce z podpisem od męża, ten poranek na pewno będzie dla Niej bardzo miły. Oczywiście nie wycinam takich serc dwa razy w tygodniu, staram się być oryginalny i raczej nie powtarzać tych samych niespodzianek.

Moim innowacyjnym sposobem jest również kupowanie kwiatków dla Żony. Nie kupuję Jej róż w dzień kobiet i tego typu święta, wtedy sprawiam Jej drobny prezencik (moja Żona uwielbia srebro) a więc jakiś fajny i niespotykany pierścionek, czy kolczyki (srebro wcale nie jest drogie). Kwiatki kupuję "BEZ OKAZJI" w zwykły szary dzień, kiedy wracam ze sklepu zahaczam o kwiaciarnię. Żona zawsze mnie pyta: "Z jakiej to okazji ?" wtedy odpowiadam: "bez okazji tak prostu, kwiatek dla Ciebie, za to, że jesteś ...". Jakie wtedy myśli przebiegają Jej w głowie: "on naprawdę mnie kocha - kwiaty bez okazji". Oczywiście taki kwiatek wystarczy jeden raz na 3-4 tygodnie.

Staram się aby w każdym tygodniu naszego wspólnego życia zrobić niespodziankę w różnej postaci: raz kwiatek, drugi raz fajna kartka z miłym tekstem wrzucona do naszej skrzynki listowej, innym razem może to być słodycz, którą uwielbia a jeszcze innym dobre wino do wspólnej kolacji, kiedy dzieci już śpią. Przykładowy plan na 4 tygodnie mam a w tym czasie obmyślam plan na kolejne 4 tygodnie. To wcale nie jest trudne i niemożliwe finansowo, troszkę wyobraźni ... Należy pamiętać o jednej ważnej rzeczy: Kobietę zdobywa się przez całe życie a nie tylko przed ślubem.

Myślę , że na dziś wystarczy Drodzy Panowie a więc do dzieła :-). Za kilka dni zapraszam na nowy POST.






---

DARMOWA CZYTELNIA INTERNETOWA - PONAD 330 PUBLIKACJI !


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl


*****************************

Kobieta a mężczyzna – podstawowe różnice psychologiczne.

Autorem artykułu jest Piotr Mart



Dowiedz się najważniejszych rzeczy, jakie powinieneś(as) wiedzieć na temat płci przeciwnej!

Kobieta a mężczyzna – podstawowe różnice psychologiczne.


Oto podstawowa wiedza:

Kobieca psychika zorientowana jest na uczucia, mężczyzny psychika zorientowana jest na „ego”.

Mężczyzna, który chce pozytywnie wpływać na kobietę, musi koncentrować się na jej pozytywnych uczuciach.
Kobieta, która chce wpływać na mężczyznę musi skupiać się na jego „ego”. By kobieta mogła zdać sobie sprawę jak ważne jest „ego” mężczyzny, musi najpierw dowiedzieć się, czym „ego” jest. Najprościciej rzecz ujmując „ego” jest obrazem mężczyzny na jego własny temat. Ego to także wyobrażenie mężczyzny, na temat tego, co ludzie sadzą o nim samym - słowem, jaki mają obraz jego samego.
Uczucia u kobiety to wszystko to, co wywołuje pozytywne emocje. Jakie to pozytywne emocje? Szczęście, radość, wzruszenie, zachwyt, tęsknota, pozytywne emocje, jakie wywołuje akt seksualny, także obrazy, które w efekcie przywołują uczucia wyżej wymienione.
Mężczyzna, który wpływa na pozytywne uczucia kobiety, wpływa na jej stan zakochania.

Kobieta, która buduje pozytywny obraz mężczyzny ( jego „ego”) przyczynia się do utrzymania jego miłości.


By lepiej zrozumieć jak różnie odbiera to mężczyzna i kobieta ponownie odwołam się do wypowiedzi J.P. Gettiego z jego książki pt.: „As I see it”.


„Dokonałem między innymi zadziwiającego odkrycia: kobiety zupełnie
uczciwie i wprost mówiły o swoich umiejętnościach i ograniczeniach.
Poproszone o wykonanie zadania przekraczającego ich kompetencje
i doświadczenie, otwarcie przyznawały się, że nie potrafią, i prosiły, by
je nauczyć lub pokazać, jak to się robi. Zupełnie inaczej postępowali
mężczyźni. Nie umieli się przyznać do niewiedzy czy niekompetencji.
Zamiast tego twierdzili zwykle, że wszystko znakomicie rozumieją,
i blefując, popełniali w efekcie bardzo kosztowne błędy, wprowadzając
mnóstwo zamieszania.
Role się odwracały, kiedy przychodziło do przyjmowania uwag krytycznych.
Mężczyźni przyjmowali zastrzeżenia do swojej pracy rzeczowo
i nie obrażali się. Kobiety zaś prawie zawsze reagowały na jakiekolwiek
krytyczne uwagi o swojej pracy tak, jakby to był całościowy atak na nie
jako na istoty ludzkie. Oczy zachodziły im łzami i wybuchały płaczem
albo uciekały do damskiej toalety. Potem potrafiły godzinami się dąsać,
chodziły smutne przez wiele dni, a zdarzało się też, że rezygnowały z
pracy”.


Dlaczego mężczyźni reagują właśnie tak, a kobiety zupełnie inaczej? Dlaczego mężczyźni nie przyznają się, że czegoś nie umieją, a kobiety mówią o tym otwarcie? I dlaczego kobiety na krytykę reagują tak emocjonalnie, a mężczyźni znoszą ją dzielnie, niby bez emocji?

Kobieta nie jest ukierunkowana na „ego”, ale na uczucia. Zatem nie musi bronić swojego obrazu w oczach innych. Przyznaje się, że czegoś nie potrafi. Mężczyzna za wszelką cenę broni swój obraz i dlatego udaje, kłamie, często zmyśla, tylko po to, by zachować swój obraz w oczach innych osób.
Z kolei, kiedy przychodzi do krytyki, mężczyźni, którzy ukierunkowani są na „ego” nie odbierają tego emocjami, do czasu jak osoba krytykująca nie narusza jego „ego” (obrazu).

Przykładowo, kiedy kierownik mówi: „zrobiłeś coś źle”, to mężczyzna nie odbierze tego jako atak na własne „ego”. Stanie się tak dopiero, jeśli menadżer powie: „Jesteś do niczego”, „Do niczego się nie nadajesz” itd. W ten sposób zaatakowałby jego „ego”, a przy tym ugodził w najczulszy męski punkt.

Z kolei kobieta, która ukierunkowana jest na uczucia, z bólem przyjmuje jakąkolwiek krytykę. Pod tym względem kobieta jest zdecydowanie wrażliwsza jak mężczyzna.

Rozwiązania dla kobiet i mężczyzn.

Mężczyzno...

Jeśli zależy Ci na miłości swojej partnerki musisz wpływać pozytywnie na jej uczucia. Kiedy sprawiasz, że kobieta się uśmiecha – wpływasz na jej stan zakochania. Nie bądź za poważny, kiedy nie chodzi o sprawy poważne. Bądź pozytywnie nieprzewidywalny, by wpływać na jej pozytywne emocje. Użyj swojej kreatywności!

Często też widuję związki, w których mężczyzna niszczy miłość przez swoją apodyktyczność – umiłowanie ładu i porządku, dla jakiego, być może kobieta na samym początku zakochała się w takim mężczyźnie. Z czasem jednak zauważa, że powaga u tego mężczyzny, przekłada się na wszystkie dziedziny życia. Mężczyzna nie ma miejsca na spontaniczność i „radość życia”, która mogłaby sprawić radość kobiecie. Tacy mężczyźni to zazwyczaj typ „słuchowca”, którym z trudem przychodzi bycie osobą spontaniczną.
Nie bądź taki! Tam, gdzie nie chodzi o zachowanie powagi, nie bądź poważny. Żartuj, bądź pozytywnie nieprzewidywalny!
Wiesz dlaczego kobiety uwielbiają osoby o romantycznym usposobieniu? Romantyczne zachowania wzruszają kobietę, a jak się domyślasz wzruszenie to uczucie. Zatem bądź romantyczny! Kobiety to uwielbiają!
Bądź jak chłopiec, żartuj, rozbawiaj ją, bądź niepoważny zawsze tam gdzie nie musisz być poważny. Kiedy kobieta się śmieje – kocha cię.

Pozytywne emocje to także słowa. Wiedz, że kobieta jest słuchowcem. Nie traktuj słów przysięgi małżeńskiej, które wypowiedziałeś dziesięć lat temu jako coś nadal zobowiązującego – pod tym względem, kobieta pragnie byś jej powtarzał te słowa codziennie.

Niech każdy dzień, będzie czystą kartką papieru, na której to na nowo będziesz zapisywał swoją przysięgę.
Kobieta czuje się szczęśliwa, kiedy mówisz jej jak bardzo ją kochasz. Jak bardzo jest wspaniała.

Kobieto...

To, co zdecydowanie wpływa na jego miłość do ciebie, to pozytywny obraz jego samego w jego oczach. Kiedy atakujesz jego „ego”, mówisz mu jak bardzo on jest nieudolny, głupi, nie nadający się do czegoś - sprawiasz tyle, że ten coraz mniej cię kocha.

Mężczyzna podąża za obrazem samego siebie (swoim „ego”), jaki budujesz w jego umyśle. Dlatego o wiele lepszym sposobem motywacji mężczyzny od pochwał i krytyki jest budowanie pozytywnego obrazu jego samego. Możesz powiedzieć: „Cieszę się, że posprzątałeś mieszkanie” i nie będzie to miało większego wpływu na jego zachowanie w przyszłości, ale możesz i powiedzieć tak do swojej koleżanki w jego obecności: „Mój mąż jest wspaniały, zawsze mi pomaga i wyręcza mnie z różnego rodzaju prac domowych”, to tego typu słowami zbudujesz obraz w umyśle mężczyzny, który ten podświadomie zechce realizować.

Ty kobieto, także podejdź do życia jakby każdy dzień był nową czystą kartą papieru. Każdego dnia postaraj się na nowo wpłynąć pozytywnie na jego „ego”. Każdego dnia buduj jego pozytywny obraz samego siebie. W ten sposób okażesz mu szacunek, a przez to wpłyniesz na jego pozytywne uczucia w stosunku do Ciebie.


Piotr Mart

mezczyzna-od-a-do-z

„Mężczyzna od A do Z” – wszystko, czego potrzebujesz do pełni szczęścia

---

Piotr Mart, autor poradnika dla kobiet "Mężczyzna od A do Z" http://dlaczego-mezczyzna.blog.onet.pl/


Artykuł pochodzi z serwisu www.Artelis.pl